Był to kolejny sparing, w którym trener Seweryn Caputa nie miał przywileju manewru i próby wpływu na boiskowe wydarzenia za pomocą zmian. Mecz towarzyski, rozgrywany na naturalnej murawie w Jeleśni, o dziwo w pierwszej połowie nie zapowiadał rezultatu, jakim zakończył się. Toczył się bowiem na połowie Jeleśnianki, a przyjezdni stworzyli sobie wiele sytuacji. Mowa tu przede wszystkim o rzucie karnym, podyktowanym za zagranie ręką, do którego podszedł Kajetan Lach. Niestety dla reprezentanta "okręgówki" bramkarz drużyny z Jeleśni wyczuł jego intencje i popisał się skuteczną interwencją. Również Marcin Marciniak nie mógł znaleźć sposobu na pokonanie golkipera gospodarzy i po trzykroć mylił się w sytuacji sam na sam. Podopiecznym Tomasza Sali wystarczyła tylko jedna sytuacja i na przerwę schodzili... prowadząc.

 

 

W drugiej odsłonie zawodnicy z Leśnej nie ustawali w trudzie próbując zdobyć upragnionego gola. Efekt przyszedł już 5. minut po jej rozpoczęciu, gdy po strzale Lacha i rykoszecie piłka zatrzepotała w siatce Jeleśnianki. Drużyna z "okręgówki" chciała wyraźnie pójść za ciosem i wszelkie starania przelała na poczynania ofensywne. Próbował m.in. Aleksander Moroń, który najpierw uderzał zbyt lekko z 12. metrów, a następnie po efektownym dryblingu, gdy jego strzał z ostrego kąta zatrzymał się na poprzeczce. Miejscowi wykorzystali fakt, że na boisku z biegiem czasu robiło się coraz więcej miejsca, dokonali potrzebnym zmian i po kontrach zdobyli jeszcze 2 bramki.

 

- Był to mecz przedziwny. Mimo że pojechaliśmy do Jeleśni w 11, to prowadziliśmy grę. Jak widać po wyniku, oprócz frekwencji, zawiodła nas także skuteczność. W przyszły weekend czeka nas ostatni mecz towarzyski, próba generalna, w której wystąpimy już w "galowym" składzie - oznajmił Piotr Raczek, prezes LKS Leśna.