- Nie dojechaliśmy na pierwszą połowę. Była ona słaba i ospała w naszym wykonaniu. Później natomiast przytrafiła nam się kontuzja naszego jedynego bramkarza, Dawida Grabskiego i ciężko nam było odmienić losy spotkania - mówi trener Sokoła, Daniel Bąk. 

 

Pierwsza część spotkania nie była wielkim widowiskiem. Zarówno jednak, jak i druga strona nie stworzyła sobie poważniejszej sytuacji bramkowej, jednak ten stan rzeczy zmienił się w końcówce premierowych trzech kwadransów. W 37. minucie prowadzenie w meczu objął Sokół po bramce Kacpra Kołodzieja, który solową akcję zwieńczył trafieniem. Następnie przed szansą na podwyższenie rezultatu stanął Kamil Kozłowski, lecz nie wykorzystał on sytuacji sam na sam z bramkarzem "dwójki" LKS-u. Gospodarze natomiast szybko doprowadzili do wyrównania po rzucie rożnym. 

 

Ekipa z Goczałkowic poszła za ciosem zaraz po zmianie stron. W 55. minucie miejscowi wygrywali 2:1 po błędzie defensywy beniaminka z Zabrzega. Na domiar złego chwilę później kontuzji nabawił się wspomniany Grabski i do bramki wszedł zawodnik z pola - Dmytro Imanhulov. Sokół nie odmienił losów spotkania, a wspomniany rezultat utrzymał się do końcowego gwizdka arbitra. Okazje do wyrównania mieli m.in. Mateusz Żółty oraz Alan Banasik, lecz nie były to sytuacje z gatunku stuprocentowych.