Pierwsza część meczu zwiastowała niespodziankę. Gole w niej i owszem nie padły, ale jeśli już któraś z drużyn bliżej osiągnięcia przewagi była, to nieoczekiwanie Spójnia. Zwłaszcza aktywny Tomasz Śleziona miał szanse, by Bartłomieja Oleksego zmusić do kapitulacji. Pojedynki bezpośrednie wygrał golkiper Tempa. Po stronie przeciwnej działo się nieco mniej... – Było mnóstwo momentów, w których powinniśmy oddać strzał, ale niepotrzebnie próbowaliśmy „wjechać” z piłką do bramki – przyznaje trener puńcowian Wojciech Gumola. I dopiero w samej końcówce znać o sobie dał Jakub Legierski, który z rzutu wolnego ostemplował poprzeczkę „świątyni” gospodarzy.

Pod dyktando drużyny z Puńcowa przebiegała z kolei rewanżowa odsłona. Jednakże wszelakie próby ofensywne nie przynosiły skutku. Zza „16” uderzali bez powodzenia Wojciech Kołek i Mateusz Szuster, a Legierski po otrzymaniu piłki na 5. metrze nazbyt długo zwlekał z finalizacją. W 70. minucie pomyłka kosztowna przytrafiła się Jakubowi Węglorzowi, który dośrodkowanie Śleziony potraktował wolejem, który... zaskoczył własnego golkipera. Zebrzydowiczanie nieco ponad kwadrans później fetowali inauguracyjne zwycięstwo w rundzie wiosennej, choć niewiele zabrakło, by mogli pluć sobie w brodę. Sami zaprzepaścili kilka wypadów na dobicie rywala, gdy ten po „cegle” Węglorza był liczebnie osłabiony. Poza tym w czasie doliczonym uderzenie głową Andrzeja Papieroka trafiło w poprzeczkę.