Dzisiejsze zwycięstwo pozwoliłoby drużynie z Bielska-Białej złapać potrzebny oddech i uciec o kilka "oczek" do góry w tabeli PKO Ekstraklasy. Zadanie podopiecznych Krzysztofa Brede czekało jednak niełatwe, wszak na Rychlińskiego zawitał zespół z Wrocławia. I to właśnie Śląsk był faworytem tej konfrontacji. Ale od początku. 
 
Gospodarze starcie z wyżej notowanym przeciwnikiem rozpoczęli nieudanie. Katastrofalny błąd w komunikacji Karola Danielaka z Aleksandrem Komorem wykorzystał Robert Pich, który z najbliższej odległości pokonał Michala Peskovicia. Utrata bramki podziałała mobilizująco na Podbeskidzie. To Górale byli stroną przeważającą, regularnie zagrażając rywalowi. W 11. minucie miejscowi mogli doprowadzić do wyrównania, lecz Maksymilian Sitek fatalnie dobijał uderzenie Łukasza Sierpiny. Ta sytuacja podkręciła tempo bielszczan. 
 
W 17. minucie na 1:1 próbował trafić Michał Rzuchowski, ale jego uderzenie świetnie obronił Matus Putnocky. Wkrótce słowacki golkiper mógł mówić o sporym szczęściu, gdy futbolówka po strzale Sierpiny ostemplowała poprzeczkę. Przed przerwą jeszcze jedną okazję bramkową miał Rzuchowski - tym razem także nie skierował piłki do siatki. 
 
Rewanżowe 45. minut obie drużyny rozpoczęły ofensywnie. Jako pierwsi zaatakowali wrocławianie, ale Pesković poradził sobie z uderzeniem Picha, który próbował zaskoczyć z ostrego kąta. W odpowiedzi indywidualną akcją strzałem zakończył Danielak - na posterunku był Putnocky. Gdy wydawało się, że Podbeskidzie jest na dobrej drodze ku temu, aby wyrównać, drużyna Śląska Wrocław podwyższyła prowadzenie. Dośrodkowaną piłkę w pole karne źle wybił Kacper Gach, a Marcel Zylla perfekcyjnie przymierzył po dalszym słupku.

Ten gol niejako "zamknął" mecz. Bo o ile zarówno gospodarze, jak i goście wypracowali sobie jeszcze groźne sytuacje, tak nic do siatki już nie wpadło. Z końcowego rezultatu spory niedosyt mogą odczuwać futboliści Podbeskidzia, którzy do utraty drugiej bramki byli stroną przeważającą. W piłce nożnej liczy się jednak skuteczność.