
Puchar swoje, liga swoje
Derbowe mecze na poziomie "okręgówki" częstokroć niosą dla kibiców dużą porcję emocji. Ten rozegrany dziś w Cieszynie stanowi tego doskonałe potwierdzenie.
Oba zespoły w tym sezonie o stawkę już rywalizowały. Pucharowa batalia w Wiśle przyniosła triumf gospodarzom wynikiem 4:2. Wiślanie górą w konfrontacji z Piastem byli także dokładnie 27 maja w ubiegłym sezonie ligowym, gdy nad Olzą zwyciężyli 3:1. Jak dzisiejszy mecz ma się do tych przywołanych? Nijak pod względem końcowego rozstrzygnięcia. Ale... – Przestrzegałem drużynę, aby odpowiednio do spotkania podejść. Mając świadomość tych ostatnich wygranych meczów z Piastem ewidentnie coś poszło mentalnie nie tak, jak powinno – zauważa Patryk Pindel, szkoleniowiec WSS.
To gospodarze jako pierwsi strzelili gola – w 11. minucie Rafała Jacaka pokonał Jakub Węglorz, a asystą popisał się junior Rafał Fornal. Przyjezdni odpowiedzieli w 25. minucie, gdy górne podanie od Artura Adamczyka zamienił na bramkę Dawid Mazurek. O ile do pauzy kibice byli świadkami gry wyrównanej, tak po niej wynik się totalnie „rozjechał” i to w okresie raptem kwadransa. W 57. minucie zespół z Wisły egzekwował kornera, czyniąc to tak niefrasobliwie, że natychmiast cieszynianie ruszyli z kontrą. Jednym zagraniem Daniel Flejszman popędził w kierunku „świątyni” WSS, by dać Piastowi przewagę. Goście długimi fragmentami grę prowadzili, coraz śmielej też się odkrywali, za co zostali dotkliwie pokarani. W 67. minucie Grzegorz Niemczyk głową z wrzutki Ireneusza Jelenia, a w 69. minucie sam I. Jeleń po kolejnym dokładnym dograniu Fornala przysporzyli miejscowym fanom mnóstwo radości trafieniami, które wysforowały podopiecznych Kamila Sornata na komfortowe prowadzenie 4:1. Efektowny strzał Kacpra Kiragi z 72. minuty był tylko tym na otarcie łez dla WSS, bo realnych prób, by dystans odrobić wiślański zespół w świątecznym dniu już nie podjął.
Ewidentnie zatem Piastowi nie zaszkodził fakt, że jeszcze w niedzielne popołudnie o punkty walczył zaciekle w Ślemieniu. – Miałem obawy o motorykę, ale okazały się one bezpodstawne. Istotna była także skuteczność na wyższym poziomie w porównaniu do inauguracji sezonu – zauważa Sornat.