Na to, że Tempo wróci do Puńcowa z niedosytem, wcale się nie zanosiło na półmetku rywalizacji. Owszem – wynik bezbramkowy o niczym nie przesądzał, ale stroną dalece aktywniejszą w ofensywie był beskidzki V-ligowiec. Po minięciu stopera LKS-u w dogodnej sytuacji nieczysto w piłkę trafił Szymon Gabryś. Główki Adama Morysa i Alana Pastuszaka poszybowały nad poprzeczką, a kontrę Pastuszaka z Jakubem Legierskim w ostatniej chwili przerwał bramkarz gospodarzy. Ci jednocześnie skupiali się głównie na przeszkadzaniu i oddalaniu zagrożenia od własnego pola karnego.

Więcej szarpanej gry było po zmianie stron. Tempo zbyt często operowało długimi piłkami, które najczęściej nie znajdywały adresata. Jakby tego było mało, w 69. minucie futboliści z Tworkowa wykonali w taki sposób rzut z autu, że finalnie będący następstwem stałego fragmentu strzał z rykoszetem zaskoczył Wojciecha Maciejowskiego. Nawet w takich okolicznościach puńcowianie przegrać nie powinni. W 75. minucie Rafał Pezda został sfaulowany w polu karnym, ale i tej okazji na gola goście nie zamienili – konkretnie Tomasz Czyż, od którego lepszym okazał się golkiper LKS-u. A dodatkowo po „cegle” dla Kacpra Nowaka z 88. minuty ekipa z Puńcowa kończyła spotkanie w minorowych nastrojach.

– Jakieś fatum czy brak pewności nam doskwiera. A może to jedno i drugie? Znów rozgrywamy dobre zawody, a na tabelę w żaden sposób to się nie przekłada – klaruje grający trener Tempa Michał Pszczółka.