Boisko w owej materii nie przyniosło żadnego innego obrazu, bo dominował ten zespół, który miał w tej roli wystąpić. Zdobycie przewagi 3 goli już przed pauzą wskazywać mogłoby, że żywczanie byli tego dnia „w gazie”. To jednak złudna ocena. – Nie graliśmy rewelacyjnie, można by powiedzieć, że przeciętnie. Sporo zastrzeżeń należy mieć do sposobu prowadzenia gry, bo było w naszych poczynaniach dużo niedokładności i chaosu – mówi szczerze Seweryn Kosiec, szkoleniowiec Stali-Śrubiarnia.

Choć gospodarze nie byli w dyspozycji optymalnej, to istotnie konfrontację ze Smrekiem rozstrzygnęli na swoją korzyść zanim sędzia zagwizdał na przerwę. W 8. minucie Rafał Hałat uderzył nie do obrony z okolic „16” po wcześniejszej „klepce” z Szymonem Hablą. Wspomniany asystent przy golu na 1:0 miał wraz z Jakubem Pieterwasem udział w kolejnym trafieniu – to zanotował Kamil Żołna. W 37. minucie doświadczony pomocnik raz jeszcze znalazł drogę do siatki, mocnym strzałem z powietrza wieńcząc precyzyjną „centrę” Pieterwasa.

Wobec pokaźnego dystansu w bramkowych łupach po przerwie fajerwerków nie oglądano. No może poza przedniej urody golem honorowym dla zespołu ze Ślemienia. Fenomenalną „petardą” z lewej nogi swoją obecność na boisku zaznaczył Breno Moura. Niebawem wszystko wróciło do normy z pierwszej części, bo sytuację „oko w oko” z Rafałem Pępkiem pewnie wykorzystał Hałat. Tym samym wynik został przez obie strony ustalony na... przewidywalny.