A to nie tylko wobec dotychczasowych rezultatów w sezonie 2021/2022 oraz doświadczenia w ekstraligowych bojach, ale i z racji wciąż konkretnych osłabień kadrowych w szeregach Rekordu. Te znów miały kolosalne znaczenie, bo bielszczanki tylko mniej więcej do połowy konfrontacji trzymały rytm narzucany przez piłkarki z Łodzi.

W początkowym fragmencie meczu łodzianki atakowały, ale poza seryjnie egzekwowanymi stałymi fragmentami gry wynikało z tego niewiele. W końcu jednak zaczęły stwarzać świetne strzeleckie szanse. W 26. minucie Wiktoria Berdys została "zatrudniona" przez Darię Kurzawę, z wyzwaniem tym radząc sobie optymalnie. Niebawem tuż zza "16" chybiła Gabriela Grzybowska, a w 33. minucie atomowe uderzenie, które wykonała Anna Rędzia ostemplowało poprzeczkę bramki Rekordu. Swój cel lider Ekstraligi osiągnął wraz z nadejściem 43. minuty. "Rekordzistki" nie zdołały właściwie zażegnać niebezpieczeństwa, a ponowiona wrzutka trafiła wprost na głowę tym razem bezwzględnej Rędzi.
 



Przerwa, zamiast podziałać na bielskie zawodniczki mobilizująco, na dobre zaburzyła rytm gry, ale i uszczupliła poziom koncentracji. Efekt owych czynników był piorunujący, bo po upływie kilku minut od wznowienia starcia UKS SMS zbudował przewagę aż 4:0. W 49. minucie nie do obrony przymierzyła Dominika Kopińska, 120. sekund później piłkę do siatki wepchnęła z bliska Paulina Filipczak i wreszcie w minucie 55. formalności w obliczu "świątyni" Rekordu dopełniła Katarzyna Konat. Przewaga łódzkiej drużyny nie podlegała wówczas dyskusji, a tylko dobra postawa Berdys między słupkami zapobiegła prawdziwej egzekucji. Jeszcze tylko w 71. minucie po główce Konat padł gol dla faworytek, triumfujących przy Startowej przekonująco 5:0.