SportoweBeskidy.pl: Trenerem się bywa, a niekoniecznie jest – ostatnia nasza długa rozmowa miała miejsce latem, gdy obejmowałeś IV-ligową Kuźnię Ustroń. Minęło kilka miesięcy i dziś będziesz przyglądał się wiosennym rozgrywkom już nie z perspektywy ławki. Kibicując swojej byłej drużynie w rozpaczliwej walce o utrzymanie?

Ryszard Kłusek:
Cały czas obserwuję to, co dzieje się w Ustroniu i śledzę sparingowe mecze Kuźni. Po ruchach kadrowych widać, że jest w klubie wola, aby w IV lidze pozostać. Z wypożyczenia wrócił do Kuźni środkowy obrońca Kamil Turoń, co linię defensywę moim zdaniem istotnie wzmocni. Poza tym sporo zawodników testowanych i znów liczne kadrowe roszady. Nie służy to może budowaniu stabilizacji. Sam to przerabiałem, gdy latem prawie wszyscy piłkarze odeszli i przyszli na ich miejsce inni. Ale sądzę, że Kuźnię stać na utrzymanie, choć nie będzie to łatwe. Jesienią zdobyliśmy 14 punktów i będę dopingował, aby teraz co najmniej taki bilans podwoić. Postawiono na młodego, ambitnego trenera, który pewnie będzie chciał się pokazać i bojowo nastawić swój zespół.

SportoweBeskidy.pl: Pierwsze w tym roku ligowe derby to starcie MRKS-u Czechowice-Dziedzice z Drzewiarzem Jasienica – zespołów z przeciwnych biegunów tabeli, co ciekawe obu, które w przeszłości prowadziłeś jako szkoleniowiec.

R.K.:
Okoliczności są rzeczywiście niecodzienne patrząc z mojej perspektywy. Czechowicką drużynę wyciągnąłem do IV ligi w 2008 roku, wcześniej pracowałem w Drzewiarzu, który po mojej rocznej pracy przesunął się z dołu do środka tabeli „okręgówki”. Dziś MRKS ma bardzo mocny skład, sporo inteligentnych piłkarzy w swoich szeregach i walka o czołową „3” wydaje się możliwa. A Drzewiarz? Oby nie spotkał go los degradacji po tylu latach występów nieprzerwanych na IV-ligowym poziomie. Wątek ciekawy to postać Łukasza Błasiaka, który był moim zawodnikiem, gdy trenowałem ekipę z Czechowic, a teraz pracuje nad poprawą wyników jasieniczan. Pamiętam nawet taki mecz na czechowickim „Kontakcie”, gdy strzelił piękną bramkę w naszej konfrontacji z... Drzewiarzem.

SportoweBeskidy.pl: Skoro mowa o batalii o utrzymanie, to zapewne „zamieszana” w nią będzie także Błyskawica Drogomyśl. Wiosna będzie dla beniaminka trudniejsza?

R.K.:
Z reguły tak jest. W rundzie rewanżowej każdy mecz jest tym „o życie”. Gdy tylko liga ruszy nie będzie meczów nieważnych i dotyczy to w zasadzie połowy ligi. Ktoś spaść oczywiście musi i raczej któregoś z zespołów z naszego regionu ten los dotknie, ale w Drogomyślu jest doświadczony trener Krystian Papatanasiu, zresztą mój były zawodnik, który zrobi wszystko, aby zespół osiągnął zakładany cel. Błyskawica ma w składzie piłkarzy doświadczonych i to był jej atut w wygranym 2:1 meczu przeciwko nam. Byliśmy blisko zremisowania, ale dojrzałość w grze rywala ostatecznie przeważyła. To ważne w tak mocnej i wyrównanej lidze, szczególnie w kluczowych momentach spotkań. Nie bez przyczyny po moim rozstaniu z Kuźnią doczekałem się przeprosin od prezesa, że dostałem w IV lidze do prowadzenia aż tak młody zespół.

 


 

SportoweBeskidy.pl: Kolejny „nasz” przedstawiciel na wspomnianym pułapie to Orzeł Łękawica, z którym to klubem zimą rozmawiałeś o przejęciu schedy po Marcinie Osmałku...

R.K.:
Był taki temat na przełomie roku. Ale po tak wymagającej rundzie, która kosztowała mnie sporo zdrowia, musiałem jednak odpocząć. Przyznam jednak, że mijają kolejne miesiące i tej adrenaliny związanej z pracą trenerską mi brakuje. Po suficie może jeszcze nie chodzę, ale po ścianach się coraz częściej zdarza (śmiech). Nie wykluczam powrotu w razie ciekawej propozycji. Ta z Łękawicy może i taka była, ale Orzeł rozpocznie piłkarską wiosnę od meczu w Ustroniu. Nie wyobrażam sobie, abym od razu miał poprowadzić inną drużynę przeciwko tej, z którą niedawno się rozstałem. Były też oczywiście inne aspekty tego, że nie doszliśmy do porozumienia. Orzeł ma w każdym razie na tyle mocny i stabilny skład, że z drużyn z naszego regionu będących w dolnej połowie tabeli ma największe szanse utrzymania.

SportoweBeskidy.pl: Nieoczekiwanie ledwie kilka punktów „nad kreską” są rezerwy Podbeskidzia, które kiedyś także miałeś okazje trenować.

R.K.:
Tak, bardzo fajne czasy. Z „dwójką” Podbeskidzia awansowałem w 2004 roku z A-klasy do „okręgówki”, mając do dyspozycji takich piłkarzy schodzących do drużyny rezerw, jak Bogdan Prusek czy Damian Zdolski. Obecna IV liga to właściwe miejsce do rozwoju dla młodych zawodników, jacy są w dzisiejszych rezerwach zespołu I-ligowego. Ważne, aby widzieli swoją szansę na sportowy awans w tym klubie. Szkoda, że druga część rundy jesiennej nie była dla „dwójki” udana, bo początek zwiastował walkę o czołowe lokaty. Przeciwko nam ten zespół wyglądał naprawdę bardzo dobrze.

SportoweBeskidy.pl: A LKS Czaniec jako najwyżej notowany zespół beskidzki na półmetku ligi?

R.K.:
Trener Szymon Waligóra spokojnie i mądrze prowadzi ten zespół. Obserwowałem go w naszym przegranym meczu w Czańcu. Dało się słyszeć konstruktywne uwagi i podpowiedzi dla swoich zawodników. Podobało mi się to. Nie było takiej „nerwówki”, jak czasem mi się to przytrafiało (śmiech). Odpowiednie wsparcie to jedno, ale w Czańcu są też po prostu dobrzy zawodnicy – choćby ci zza naszej wschodniej granicy. Kawał ciekawej drużyny i miejsce w czołówce nie jest przypadkowe. Niespecjalnie zdziwiłbym się, gdyby LKS Czaniec pokrzyżował szyki innym rywalom ze „szpicy” IV ligi.

SportoweBeskidy.pl: I wreszcie ostatni z „naszych” przedstawicieli, a więc Spójnia Landek, która też utrzymania pewna chyba być po jesieni nie może?

R.K.:
Patrząc na dorobek punktowy nie, ale Darek Kłus to bardzo dobry trener i nie sądzę, aby Spójnia musiała drżeć wiosną o utrzymanie. To w ogóle ciekawy klub, bo pozostający od lat trochę w cieniu w gminie Jasienica, ale mający swoje ambicje i solidnie dający sobie radę. Zasługuje to bez wątpienia na szacunek. Swego czasu ówczesny prezes Wojciech Koźlik proponował mi objęcie drużyny, ale wtedy trafiłem do IV-ligowego Pasjonata Dankowice. Spójnię na kilka sezonów objął Zbyszek Janiszewski, wprowadzając ją do ligi okręgowej. Moje dobre wspomnienie z ekipą z Landeka związane to natomiast ostatni mecz w roli trenera Kuźni, który wygraliśmy 3:1. Było to dla mnie takie miłe pożegnanie z Ustroniem.

SportoweBeskidy.pl: Kończąc – IV liga śląska jest ciekawa, atrakcyjna, wyrównana? Jak ten poziom należałoby ocenić?

R.K.:
Przychodząc do Kuźni miałem dobrą skalę porównawczą, pracując wcześniej w odpowiedniku tej ligi na Mazowszu. To nie tylko w mojej ocenie najsilniejszy piąty poziom rozgrywkowy w całym kraju. Tak, jak powiedziałeś – liga jest mocna, sporo w niej zawodników z przeszłością w wyższych ligach, dzięki czemu młodzi piłkarze mają się od kogo uczyć. Nie brakuje zespołów potrafiących utrzymać się przy piłce, trzymających się taktyki. Fajnie się to ogląda tym bardziej będąc mentalnie zaangażowanym w roli kibica którejś z drużyn. O wyrównanym poziomie świadczy to, że faworyta do awansu wskazać nie sposób. Polonia Łaziska Górne ma swoje aspiracje i potencjał, ale też choćby za Unią Turza Śląska przemawia kilka argumentów. Nie jest wykluczone, że ktoś do tej ścisłej czołówki doskoczy i do samego końca będą emocje.