Nie było niespodzianki w pucharowym meczu między LKS-em Czaniec a Rekordem Bielsko-Biała. Podopieczni Dariusza Klaczy potwierdzili swoją wyższość w ligowej hierarchii także na placu gry. Nie ma również co ukrywać, spotkanie zdeterminował świetny początek w wykonaniu III-ligowca. 

 

180 sekund potrzebowali bielszczanie, aby cieszyć się z prowadzenia. Dobrym dośrodkowaniem popisał się Bartłomiej Twarkowski, a całość golem spuentował Jakub Kempny. Na tym jednak "rekordziści" nie zamierzali poprzestać - w 8. minucie było już 2:0. Filip Waluś uderzył "kąśliwie", ze strzałem co prawda poradził sobie Patryk Kierlin, ale wobec dobitki był już bezradny. Chwilę później golkiper LKS-u w sposób efektowny uratował swój zespół przed stratą bramki, broniąc rzut karny Idzika po faulu na Walusiu. Piłkarze z Czańca w tej części meczu mogli pokusić się o trafienie kontaktowe. Ku zaskoczeniu widowni z rzutu rożnego (!) uderzał Andrij Apanchuk, lecz piłka zatrzymała się na słupku. 

 

W drugiej połowie była widoczna już nie tylko przewaga Rekordu w jakości piłkarskiej, ale także w motoryce. W 67. minucie na listę strzelców wpisał się Daniel Świderski, który wykorzystał dwójkową akcję z Danielem Kamińskim. Następnie z bramki cieszył się Kacper Kasprzak po ładnym uderzeniu z 18. metrów. W samej końcówce LKS zdobył bramkę "honorową", gdy A. Apanchuk efektownie przymierzył z rzutu wolnego.