Już początek meczu zwiastował emocje w nim. Goście jako pierwsi groźnie zaatakowali, ale uderzającego Pawła Kozioła zastopował Patryk Kierlin. Równo kwadrans gry piłkarze z Czańca zamknęli z kolei w pełni udanie. Damian Oczko starł się w polu karnym z Marcinem Mizią, co arbiter Daniel Kruczyński ocenił jako faul obrońcy MRKS-u. Z „wapna” przymierzył zaś Maciej Felsch. I odnosząc się do owej odsłony z perspektywy „bitych” 45. minut prowadzenie zdobyte przez gospodarzy można uznać za zasłużone.

Podobnie rzecz ma się w przypadku wyrównania, o które MRKS pokusił się tuż po powrocie na murawę. W 48. minucie Kozioł precyzyjnie dośrodkował z rzutu wolnego, a celną główką tej „centry” nie zaprzepaścił Mateusz Wrana. Przyjezdni wyraźnie nabrali przysłowiowego wiatru w żagle, ale na sytuacje klarowne przyszło im czekać do pojawienia się na placu gry zmienników. Strzały zarówno Patryka Mizery, jak i Michała Przemyka zostały „skasowane” przez golkipera LKS-u.

I gdy remis wydawał się rozstrzygnięciem tyleż prawdopodobnym, co i sprawiedliwym nadeszła minuta 90. Sędzia zdecydował niespodziewanie o cofnięciu akcji za wulgarną odzywkę jednego z czechowickich zawodników, dyktując rzut wolny pośredni z okolic 20. metra. Miejscowi ten stały fragment rozegrali wybornie, a ostatni jego akcent to strzał Oczki na wagę kompletu ekipy z Czańca.

Dla MRKS-u to kolejna strata punktów, która boli o tyle, że goście nie byli zespołem słabszym od derbowego konkurenta. – Mamy spory problem, bo sytuacje stwarzane marnujemy i znów liczyć musimy na gola zdobytego przez obrońcę. Czas też na poważne rozmowy i jakieś decyzje, bo przyznam, że spodziewałem się więcej po naszych poczynaniach, a nie tylko walki w środku tabeli, na co się niestety zanosi – klaruje Jarosław Kupis, szkoleniowiec pokonanych w sobotniej potyczce.