„Sami swoi”
„Spod Kopca do Ligi Mistrzów”. Tytułowy kopiec oraz Liga Mistrzów to dwa bieguny spajające historyczną klamrą 20 lat istnienie Beskidzkiego Towarzystwa Sportowego Rekord, wcześniej Lipnik. Z okazji jubileusz powstała książka traktująca o historii klubu. Na naszych łamach będziemy systematycznie przytaczać jej fragmenty, zachęcają tym samy do nabycia unikatowej pozycji autorstwa Jana Pichety. Dzisiaj przytaczamy kilka wypowiedzi „rekordzistów” odnośnie pracy arbitrów prowadzących rozgrywki Polskiej Halowej Ligi Piłki Nożnej Pięcioosobowej. Jak rozjemcy radzili sobie kilkanaście lat temu?
Andrzej Szal: - Człowiek początkowo nie wiedział, że arbitrzy ze Śląska znali się doskonale z zawodnikami przeciwników. Grali ze sobą i spotykali się przez wiele lat... Przyjeżdżaliśmy na Śląsk, a sędziowie witali się wylewnie z wszystkimi rywalami. Gdy sędziował Paweł Kiszka, byliśmy w szoku. On wprost nam powiedział: - Panowie, gdy będą was znał tak długo jak ich, też wam podam rękę... Dał do zrozumienia, że nie mamy szans.
Piotr Kuś: - Sędzia Paweł Kiszka jest postacią złożoną. Stworzył środowisko futsalowe w Opolu. Wielki ruch sportowy czy nawet społeczny. Potrafił doprowadzić do turnieju futsalowego z udziałem 90 drużyn! Dla Opolszczyzny, a nawet dla polskiego sportu zrobił niewątpliwie bardzo wiele jako animator. Nikt mu zasług nie umniejszy. Ewidentnie nas jednak krzywdził jako arbiter. Prowadził spotkania... po znajomości.
Andrzej Szal: - Boże, jakie to były czasy! Wystarczyło opracować, tak jak Nova, jeden (!) stały fragment gry i było się mistrzem Polski. Wiedzieliśmy, co zrobią, ale mimo to często nam strzelali gole. Takie „zdziczałe” były jeszcze wtedy drużyny. Grało się zresztą „na hura”. Inne zespoły grały jednak co roku coraz lepiej. Wzmacniały się zawodnikami z dużej piłki, coraz lepszymi trenerami. Inna rzecz, że sędziowie nas „kręcili”. Wiele było takich drużyn, które miały znajomych sędziów, nie tylko PA Nova.
Piotr Bubec: - W zamierzchłych czasach sędziowie gwizdali przeciwko nam, np. w Gliwicach czy Opolu. Bywały mecze, w których prowadziliśmy 5:1, 4:1, a przegrywaliśmy czy remisowaliśmy. Dyktowano przeciw nam jakieś wolne czy nawet karne za urojone faule.
Krzysztof Więzik: - Dwa razy byliśmy na turnieju podczas Dni Jaworzna. Za pierwszym razem po wyjściu z „nyski” odezwały się głosy: - Co to za wieśniaki? Gdyśmy wygrali turniej, zmienił się to wypowiedzi... Tym niemniej za drugim razem już arbitrzy nie dopuścili do tego, żeby „wieśniaki” wygrały dwa razy pod rząd. Dostałem czerwoną kartkę. Zajęliśmy trzecie miejsce.
Książkę można zakupić w recepcji sportowej Ośrodka Sportowo-Szkoleniowego „Rekord” przy ul. Startowej 13.