Biało-zieloni ani myśleli przyjmować mało chlubną rolę drużyny notującej nieprzyjemną z własnej perspektywy sensację. Od startu przeważali. Matheus przymierzył w 4. minucie tuż obok "okienka", ale zmyślne rozegranie akcji zwiastowało niechybne otwarcie wyniku. Tak też stało się, gdy w 5. minucie przechwyt zaliczył Stefan Rakić, podał do Michała Marka, który w pojedynku z bramkarzem Śląska uderzył między jego nogami. Niebawem po tym, jak gospodarze grę wznowili od środka, zamiast odpowiedzi - wszak ambitnego podejścia odmówić im nie sposób, a i wyborną okazję miał w 6. minucie Brayan Rivera - przyjęli kolejnego "gonga". Autor trafienia na 2:0 dla Rekordu to Matheus, bez namysłu i zaskakująco strzelający po podaniu Mikołaja Zastawnika.

Jako, że "rekordziści" tempa nie zwolnili - a mowa o drugiej odsłonie pucharowego starcia - to zafundowali ekipie z Wrocławia solidną lekcję futsalu. W 22. minucie gola rzadkiej urody odnotował potężnym wolejem po wznowieniu z autu Zastawnik. Swój "moment" miał i Kamil Surmiak - w 27. minucie w następstwie koronkowego rozegrania akcji. Gdy minął raptem nieco ponad 60-sekundowy fragment, Matheus ponownie posłał piłkę między słupki, kiedy kombinacyjnie zmylona została defensywa wrocławska.

Akcent istotny dla miejscowych to bramka honorowa z 29. minuty, a ciekawostkowy - gol... Krzysztofa Iwanka, który bezwzględnie spożytkował w 38. minucie błąd przeciwnika przy grze z tzw. lotnym bramkarzem. I to nie zakończyło kanonady faworyta, bowiem wyczyn golkipera skopiował wkrótce Surmiak, pieczętującym efektownym 7:1 przepustkę do półfinału Pucharu Polski.