Pięcioosobowa grupa miłośników biegania reprezentująca stowarzyszenie Ultra Beskid Sport z Bielska-Białej wzięła udział w Orlen Maratonie. Michał Łojewski, Łukasz Witek, Bogdan Puchałka, Waldemar Puchałka oraz Grzegorz Pastwa, bo o nich mowa, dotarli do mety. Za sprawą relacji ostatniego z wymienionych wracamy do warszawskiej rywalizacji... z samym sobą. pastwa orlen maraton

Piękny, chłodny poranek

Wstałem o 6.00 rano, pomyślałem jest dobrze, piękna pogoda, będzie dobry czas. Zjadłem lekkie śniadanie na 3 godziny przed planowanym biegiem. Udałem się metrem do Centrum a potem tramwajem w okolice miasteczka biegaczy Orlen tuż obok Stadionu Narodowego.

Przed startem spotkałem się z Michałem, Bogdanem i Waldkiem. Życzyliśmy sobie powodzenia w biegu, każdy miał swoje plany. W miasteczku przygotowując się do startu rozmawiałem z Kamilą – biegaczką – odnośnie zabierania telefonu na trasę maratonu. Odradziłem zabrania go, gdyż mógłby być pokusą przerwania biegu, a w maratonie chodzi o walkę z samym sobą. Maraton jest tylko dla ludzi mocnych psychicznie. Potem kilkakrotnie o niej pomyślałem w czasie trwania maratonu, gdyż zastanawiałem się czy użyłbym telefonu jeżeli miałbym go na trasie biegu. Zastanawiałem się jak jej się biegnie bez telefonu, bo ja miałem duże kryzysy na trasie.

Start

Biegniemy. Trzymam się „balonika z napisem 3:30”. Na trasie biegu wymieniam kilka zdań z Michałem i Łukaszem. Mówię każdy biegnie swoim tempem, ja na 3:30. Niech się dzieje co chce. Zobaczymy co będzie. Chłopaki zostają za mną w tyle. Biegnie mi się bardzo dobrze. Pacemaker trzyma tempo 5min/km. Rewelacja. Biegnę w niebieskiej koszulce startowej UBS. Nasz „prowadzący” mówi, że każde 5 km biegu to zaliczenie tzw. bazy. Mijamy pierwszą, drugą bazę tempo równe. Po 12 kilometrze zaczynam pić wodę, po 15 kilometrze izotonik. Na 18 kilometrze spodziewam się dopingu mojej żony z przyjaciółmi. Są, robią mi zdjęcia w biegu. Jest forma, biegnie się super. Po maratonie powiedzieli mi, że biegłem w bardzo dużej grupie osób i tempo było. Nie wiedzieli jednak co działo się później.

Po 19 km biorę pierwszy żel. Biegniemy obok lasu Kabackiego. Lekki chłód przy lesie – ekstra. Na 21 kilometrze na stoperze mam czas 1:43:40 sek. Biegnę w założonym tempie. Cały czas trzymam się „balonika”. Około 26 kilometra zaczynam odczuwać pierwsze symptomy zmęczenia. Jest 2 godzina biegu. Ostatnie dwa kilometry biegliśmy w pełnym słońcu (ścieżka rowerowa przy ul. Czerniakowskiej) . Asfalt prażył, myślałem o osobach, które biegły w długim rękawie i długich getrach. Zastanawiałem się czy wytrzymają ten upał. Niestety zmęczenie moje narasta, uzupełniam płyny, ale poprawy nie czuć. Mam problem utrzymać założone tempo biegowe. Balonik zaczyna powoli się oddalać. Na 28 kilometrze wyprzedza mnie Łukasz i Michał. Łukasz dopinguje, mówię mu, że mam kryzys.

Jest ściana

Na około 29 kilometrze czuję się fatalnie. Organizm mówi – to już koniec. Jest „ściana”. Czyli istnieje, kilkukrotnie o niej czytałem. Myślę o UBS, o słowach Dawida, które zapewne znacie. Jeżeli biegnie się w koszulce UBS to motywacja musi być, nawet jak nie ma sił. Nie jestem wstanie biec… myślę o przedstartowej biegaczce z telefonem. Idę. Ale do mety jeszcze bardzo daleko. Trudno – porażka. Myślę o Henryku Szoście, który nie ukończył z powodu kontuzji pierwszej edycji tego maratonu. Trzymam za niego kciuki, aby dobiegł na wysokim miejscu (ukończył trzeci za Etiopczykiem i Kenijczykiem – brawo!). Myślę o Piotrku Pogonie, który biega charytatywnie i walczy z chorobą nowotworową. Kilkanaście razy staram zmusić się do biegu. Te próby nie dają żadnych rezultatów. Idę ponad godzinę. Tempo 11 minut kilometr. Nawet nie chce mi się już liczyć na jaki czas dojdę do mety. Ale dojdę. Kibice dopingują, wołają „Grzegorz. Dasz radę”. W moim marszu nie jestem osamotniony, obok mnie ludzie inni też idą, podbiegają, naciągają się. Oczywiście większość biegaczy mnie wyprzedza. Są także tacy, którzy kończą bieg i nie są wstanie zmobilizować do ukończenia maratonu. Karetki jeżdżą na sygnale. Pewnie po biegaczy, którzy przeszarżowali i teraz robią problem organizatorom. W bieganiu trzeba rozwagi. Ja dzisiaj przecież po maratonie jadę do Bielska-Białej, nie mogę doprowadzić do sytuacji, która mi to uniemożliwi. Idę…

Kobieta na szpilkach

Na 34 kilometrze wyprzedza mnie wzdłuż chodnika kobieta na szpilkach biegnąca za małym dzieckiem. Staram się ją doścignąć. Na punktach żywieniowych piję, jem… siły jednak nie przychodzą.

Patrzę na zegarek wiem, że nie uda mi się złamać 4 godzin, potem wiem, że nie uda się 4:15. Baloniki szybko uciekają w dal. Ostatni balonik, który mnie wyprzedza to z napisem 4:30. Porażka.

Końcówka – wyzwanie

Po około godzinie marszu udaje mi się namówić organizm do biegu. Biegnę. Wyprzedzam. Większość wyprzedzam! Biegnę ostatnie 4 kilometry w czasie ok. 25 minut. Podejmuję wyzwanie. Finiszuję na mecie. 4:39:00. Jestem szczęśliwy, że ukończyłem.

Cała relacja Grzegorza Pastwy z Orlen Maratonu dostępna na stronie internetowej Ultra Beskid Sport.