SportoweBeskidy.pl: W Góralu spędziłeś całe życie. Od piłkarskiego "żółtodzioba", poprzez kapitana drużyny, aż do trenera. Decyzja zarządu była bolesna? 
Sebastian Klimek:
Nie ma co ukrywać, że łezka w oku zakręciła się. Gdy miałem 8 lat poszedłem na pierwszy trening, jeszcze w starej hali, gdzie mijałem się z Agatą Wróbel. W szatni czuć było zapach ciężkiej, tytanicznej pracy. To było nobilitujące. Przeszedłem przez każdy szczebel i tak uzbierało się 20 lat. Reakcja po decyzji? Emocje były i są dalej. Nagle wszystko się skończyło, człowieku ciężko na sercu. Wczoraj był poniedziałek i nie mogłem się odnaleźć, bo nagle popołudnia stały się wolne. Czasu wolnego jest dużo i nie wiadomo za bardzo co z nim zrobić. Nie jestem do tego przyzwyczajony. 

SportoweBeskidy.pl: A Twoim zdaniem ta decyzja nie była zbyt pochopna? Może z meczu na meczu byście się rozkręcali...
S.K.:
Po 6. kolejkach mieliśmy na swoim koncie 9 punktów. 3 mecze wygrane i 3 przegrane. Wyniki nie były zadowalające, więc z jednej strony decyzja zarządu jest zrozumiała i nie mogę mieć pretensji. Nasze wyniki się powtarzały, brakowało regularności. Zarząd postanowił teraz podjąć taką decyzję, póki strata do lidera nie jest duża i można ją odrobić. Oby efekt nowej miotły zadziałał. Ja za Górala i mojego następcę będę trzymał kciuki. Na pewno nie będzie tak, że będę tylko czekał, aż podwinie się mu noga. 

SportoweBeskidy.pl: Czyli przedstawionym Wam celem na ten sezon był awans? Czy to Twoim zdaniem realne patrząc przez pryzmat obecnej kadry? 
S.K.:
Chcieliśmy powalczyć o mistrzostwo. Założenie było takie, że jesienią chcemy zająć jak najwyższe miejsce, a zimą ewentualnie reagować i jeżeli byłaby szansa na awans to się wzmocnić. Wiedziałem jednak, że łatwe to nie będzie, bo mocnych drużyn nie brakuje. Rywal zza miedzy, czyli Koszarawa dysponuje bardzo dobrymi zawodnikami, podobnie jak Błyskawica Drogomyśl. Nie można także lekceważyć Orła Łękawica, który latem się wzmocnił. Trafił tam od nas Marcin Osmałek, który wiem ile jest w stanie wnieść do drużyny. Liga będzie ciekawa. Awans robi się wygrywając ze "słabszymi", a my tego nie robiliśmy. Przegraliśmy przecież z 3 beniaminkami. 
 
SportoweBeskidy.pl: Czego Twoim zdaniem brakowało zatem, abyście regularnie punktowali? 
S.K.: To, co powiem, może wydać się trochę śmieszne, ale moim zdaniem szczęścia. Przez ten czas, kiedy byłem tu trenerem, nie mieliśmy go w ogóle. Poza tym brakowało także skuteczności, jak chociażby w minionym meczu ze Skałką Żabnica. Mam nadzieję, że nowy trener tego piłkarskiego szczęścia będzie miał znacznie więcej. 
 
SportoweBeskidy.pl: A czy problemem Twoim zdaniem nie było to, że nagle z kolegi z szatni stałeś się trenerem? Może brakowało dyscypliny? 
S.K.: Dla mnie była to bardzo trudna decyzja, aby przejąć tę drużynę. Musiałem porzucić granie, co było ciężkie, lecz tak postanowiłem. Chciałem się skupić w 100 procentach na trenowaniu. Większość zawodników to moi byli koledzy z szatni. Pewnie łatwiej jest trenerowi z zewnątrz, który nie zna w takim stopniu piłkarzy i każdy ma u niego "czystą kartę". Ja nagle stałem się dla nich osobą, która czasami musiała opierniczyć, zwrócić uwagę czy wrzasnąć. Chłopaki nigdy mi jednak nie okazywali brak szacunku. Zawsze czułem wsparcie i zaufanie. 
 
SportoweBeskidy.pl: Co teraz? Czekasz na ofertę czy raczej planujesz odpocząć od piłki i popatrzeć na nią z boku? 
S.K.: Piłki mi nie brakuje, mam jej pod dostatkiem. Pracuje w szkole sportowej, a weekendami gram dla zabawy i zdrowia w a-klasowej Sole Żywiec. Ciągnie jednak wilka do lasu, więc chciałbym wrócić do trenowania. Czy przyjmę pierwszą lepszą ofertę? Moim celem jest rozwijać się jako trener i przejąć drużynę, która ma ambitna cele. Nie wyobrażam sobie odpowiadać za zespół, w którym trenuje po 3-4 zawodników. Klub musi przekonać mnie swoją wizją. Na rozmowy jestem jednak otwarty.