Skończyć nie chcieli, ale... trofeum zgarnęli
Od meczu o Superpuchar wystartował nowy sezon futsalowy dla bielskiego Rekordu. I jeśli dostarczy on takiej dawki emocji, jak starcie dzisiejsze, to kibiców w halach ekstraklasowych z całą pewnością nie zabraknie.
Superpuchar ma prestiżowy charakter, toteż zarówno "rekordziści", jak i zawodnicy Piasta mecz rozgrywany w Tychach potraktowali w przededniu ligowej inauguracji z należytą powagą. A takie nastawienie przełożyło się na wyrównaną, ciekawą i - co przede wszystkim zwraca uwagę - trzymającą długo w napięciu batalię. Na jej rozstrzygnięcie zaczekać trzeba było aż do rzutów karnych...
Która drużyna była bliżej tego, aby w czasie regulaminowym meczu świętować zwycięstwo? Biorąc pod rozwagę pewne okoliczności - aktualni mistrzowie Polski, którzy już po upływie kilkudziesięciu sekund prowadzili. To w następstwie mocnego kopnięcia Michała Kubika z autu oraz pechowej interwencji Miguela Pegachy, który zaskoczył własnego bramkarza. Dalsze minuty premierowej połowy to wymiana ciosów, ale bez oczekiwanego przez obie strony efektów. Na wspomnienie zasługuje uderzenie Pawła Budniaka w słupek, ale pominąć nie można stemplowania "aluminium", jakiego dokonywali gliwiczanie przy próbach Rodrigo Dasaieva i Breno Bertoline. Ci zresztą z wolna rozkręcali się, czego w 19. minucie dowiedli uderzeniem Viniciusa Lazzarettiego, z którym Krzysztof Iwanek nie zdołał sobie poradzić. Ale przerwa nastąpiła przy ponownie skromnej zaliczce Rekordu. Matheus dojrzał Erica Panesa, który oficjalny debiut w biało-zielonych barwach okrasił golem, stanowiącym błyskawiczną odpowiedź na wyrównanie Piasta.
Po pauzie emocje były, ale w zyski strzeleckie 20-minutowy fragment okazał się nad wyraz skromny. Jedynie w 30. minucie Edgar Varela bezwzględnie wykorzystał stratę Stefana Rakicia, czym wtórnie dał swojej drużynie nadzieję na korzystny wynik. I przyznać trzeba, że finalny remis po syrenie kończącej czas regulaminowy był o tyle sprawiedliwy, iż bramkarz ekipy z Cygańskiego Lasu jeszcze kilka razy stawał na wysokości zadania, a w 36. minucie od najgorszego uchronił go słupek po uderzeniu Lazzarettiego. Najgroźniejsze strzały Rekordu z drugiej części to te Mikołaja Zastawnika, nie dające żadnych łupów.
Dogrywka miała dla obu zespołów przebieg "bezowocny". W roli głównej występowali ponownie bramkarze. Tym z nich, który kunszt pokazał w serii rzutów karnych był Iwanek. Odbił strzał Vareli, a za moment Rakić przypieczętował zgarnięcie Superpucharu - po raz 3. z rzędu - przez Rekord Bielsko-Biała. Wcześniej swój wkład wnieśli w zwycięstwo nieomylni przy egzekucji Budniak, Matheus, Dela i Kamil Surmiak.