W budzącej emocje rywalizacji, wszak stawką jest jakby nie patrzeć miejsce w gronie medalistów, a o nie w obecnym sezonie FOGO Futsal Ekstraklasy wyjątkowo ciężko, nic o premierowej odsłonie nie zostało przesądzone. Faktem jest jednak, że morale po dzisiejszym starciu w Bielsku-Białej będą - przynajmniej do piątkowego spotkania numer 2 w Lesznie - po stronie przeciwnika "rekordzistów". To konkluzja nie tylko związana z samym faktem triumfu przyjezdnych, ale nade wszystko okoliczności, które nawet na futsalowych parkietowych są rzadkością...

Pożegnalnego przed bielską publicznością meczu dla legendarnego bramkarza Bartłomieja Nawrata, gospodarze nie mogli sobie wymarzyć lepiej. Raptem 17. sekund potrzebowali, aby "napocząć" defensywę GI Malepszy Arth Soft. Dzieła owego dokonał Eric Panes. Również drugi cios należał dziś do futsalistów Rekordu, kiedy z defensorami poradził sobie Michał Marek. Było 2:0, ale mówienie o całkowitej kontroli wydarzeń byłoby mimo wszystko nadużyciem, wszak nie sposób pominąć świetnych parad Nawrata, gdy znajdywał się "oko w oko" z rywalami.

Aż do 35. minuty bielszczanie nie mieli się jednak czego obawiać. Mateusz Lisowski pokonał wówczas Krzysztofa Iwanka, czym zmienił "optykę" spotkania, ale... na moment. Po upływie kilkunastu sekund cieszył się szczególnie Martin Doša, którego lob zaskoczył najbardziej bramkarza ekipy z Leszna. A co działo się później? Wyjaśnić nie jest łatwo zarówno gola kontaktowego Artema Rosy (40. minuta), jak i kuriozalnego "swojaka" Gustavo Henrique (również 40. minuta!). Skutkowało to dogrywką, a w niej 44. minuta i... następna bramka samobójcza - tym razem Miłosza Krzempka. W 49. minucie Rajmund Siecla także znalazł drogę do "świątyni" Rekordu, przechylając szalę na korzyść GI Malepszy Arth Soft Leszno.