
Komplikacja zamiast komfortu
Wygrana w Krzyżanowicach mogła o przysłowiowy włos przybliżyć Orła Łękawica do mistrzostwa. Sami piłkarze Orła są tymczasem winni tego, że emocje na finiszu rozgrywek jednak będą.
Nieoczekiwane problemy miał lider w konfrontacji z drużyną pałętającą się w dolnych rejonach tabeli. Przyznać trzeba, że owa tytułowa komplikacja odbyła się nie bez udziału zawodników z Łękawicy, którzy nie wykorzystali faktu, iż 2-krotnie w Krzyżanowicach prowadzili. W 16. minucie Kamil Gazurek dośrodkował na głowę Seweryna Caputy, który od poprzeczki posłał futbolówkę poza linię bramkową. Goście umiejętnie robili swoje, by w doliczonym czasie pierwszej części podwyższyć wynik. Zasługa to tyleż pressingu i prostopadłego podania Kamila Małolepszego, co i bezbłędnej finalizacji Damiana Chmiela. Gdy wydawało się, że jest „po herbacie”, nieoczekiwanie piłkarze LKS-u skorygowali rezultat w ostatniej akcji przed pauzą. Trafienie kontaktowe obciąża konto Krzysztofa Bieguna, który nie złapał piłki zgranej mu przez Roberta Mrózka.
Stracona bramka mocno wybiła gości z uderzenia. Początkowe 20. minut drugiej odsłony to gra szarpana, w której obu drużynom jakiejkolwiek płynności brakowało, a piłka często szybowała bez kontroli w powietrzu. W tym chaosie gospodarze o tyle lepiej się odnaleźli, że w 65. minucie wyrównali, kiedy „centrostrzał” z dalekiego dystansu wylądował „za kołnierzem” golkipera Orła. – Nasza gra nie funkcjonowała tak, jakbyśmy chcieli. Wypuściliśmy z własnej winy kontrolę nad spotkaniem – przyznaje Krzysztof Wądrzyk, trener faworyta potyczki.
Niemniej jednak w 74. minucie zespół z Łękawicy powrócił do oczekiwanego stanu, kiedy wrzutkę aktywnego w tym fragmencie meczu Filipa Moiczka spuentował na „krótkim” słupku Caputa. Gdy zanosiło się na ciężko wyszarpany komplet punktów przez gości, w 89. minucie uderzenie zawodnika LKS-u w zamieszaniu ręką zatrzymał Marcin Wróbel. Z rzutu karnego K. Bieguna pokonał Dawid Pawlusiński, co finalnie zapewniło miejscowym sensacyjny remis. Uniknięcie takiego obrotu wydarzeń było w zasięgu Orła, lecz po faulu na Łukaszu Radomskim w sytuacji sam na sam z bramkarzem, skutkującym „cegłą” dla obrońcy LKS-u i rzutem wolnym tuż zza „16”, poszkodowany chybił celu.
– Nie jest to wynik o jakim marzyliśmy, ale trudno. Choć nie mamy komfortu, który mogliśmy sobie zapewnić, to nie rozpaczamy, bo trzeba dalej w tej lidze walczyć – dodaje Wądrzyk.