Skończyli równie niespodziewanie, jak zaczęli
Przynajmniej "na papierze" nie był to wyjazd bielskiego Rekordu z gatunku tych łatwiejszych. Atuty czysto sportowe miały jednak przeważyć na korzyść mistrza i lidera futsalowych zmagań.
Z całą stanowczością bielszczanie do spotkania w Opolu przystępować mogli pewni swego. We wcześniejszych meczach ligowych nie potknęli się ani razu, zyskując na wstępie sezonu przewagę punktową, a i również psychologiczną nad konkurentami. Biorąc pod uwagę przebieg potyczki z niedzielnego wieczoru aż dziw bierze, że zespół z Cygańskiego Lasu znalazł pogromcę po meczu, w którym zwrotów akcji nie brakowało.
Gospodarze zadali wprawdzie pierwszy cios wobec próby Arkadiusza Szypczyńskiego z 9. minuty, ale "rekordziści" - choć trzeba przyznać, że jak na kaliber mistrza trwało to nad wyraz długo - potrafili odpowiedzieć. W 22. minucie golkiper Dremana wreszcie skapitulował po uderzeniu Michała Marka. Ten sam zawodnik w 31. minucie sprawił, że faworyt zdobył wartościową zaliczkę. Był więc na dobrej drodze, by niebawem ambitnego przeciwnika w swoim stylu wypunktować...
Tymczasem po kilkudziesięciu sekundach od wznowienia gry Tomasz Lutecki po błędzie Stefana Rakicia pokonał Bartłomieja Nawrata. Stan remisowy zwiastował nie lada emocje w kwestii finalnego rozstrzygnięcia. To nastąpiło w 34. minucie za sprawą bezlitosnego dla gości Szypczyńskiego. Bielszczanie zatem mecz zakończyli jakże istotną stratą bramki, spinającą klamrą widowiskowe 40 minut.
Co uwagi wymaga, to poniesiona przez Rekord dopiero premierowa porażka na ligowych parkietach pod wodzą Jesusa "Chusa" Lopeza Garcii. Wcześniej mistrz potknął się jednakże w batalii o Superpuchar, która odbyła się... na Opolszczyźnie.