Na inaugurację sezonu żywczanki beniaminkowi nie sprostały i też dziś początek meczu niczego dobrego nie zwiastował. W 10. minucie piłka po jednym ze strzałów trafiła w słupek bramki strzeżonej przez Aleksandrę Komosę, w kolejnej akcji przyjezdne spudłowały pomimo idealnej pozycji strzeleckiej. I choć przebieg gry nie wskazywał, że Mitech jako pierwszy zada cios, to właśnie tak się stało. W 21. minucie przechwyt zaliczyła Patrycja Biegun, szybko dograła do Magdaleny Chrzanowskiej, która podała do dobrze ustawionej Katarzyny Wnuk. Ta sytuację sam na sam z bramkarką GKS-u wykorzystała z zimną krwią. Aż do pauzy większą inicjatywę przy wyniku dla siebie niesatysfakcjonującym posiadały piłkarki z Katowic. Następstwem kilku ofensywnych prób było m.in. kolejne uderzenie w słupek, lecz z jego strony zewnętrznej. Szanse odpowiedzi podopiecznych Eweliny Prokop nie przyniosły powodzenia wobec niedokładnych rozegrań piłki w kluczowych momentach, gdy defensywie beniaminka „urywała się” Wnuk.

Jak można było przypuszczać po przerwie napór katowiczanek przybrał na sile, potrafiły w ślad za tym doprowadzić do zagrożenia w obrębie „świątyni” Mitechu, m.in. w 58. minucie mające sporo szczęścia gospodynie od utraty gola uchroniła poprzeczka. Nie sposób jednak odnotować umiejętnej gry żywieckiej drużyny „w tyłach”, przez co w ostatnich dwóch kwadransach meczu – pomimo optycznej przewagi – przyjezdne miały spore trudności, by zmusić Komosę do wysiłku. Zwłaszcza na finiszu futbolistki Mitechu mogły prowadzenie podwyższyć, ale wychodzące na dobre pozycje Wnuk oraz Stanislava Liskova nie opanowały piłki. Skromnego 1:0 do końcowego gwizdka ekipie z Żywca dowieźć się nie udało. W 5. minucie czasu doliczonego podyktowany został rzut karny dla GKS-u po faulu Biegun i choć Komosa strzał z 11. metrów obroniła, to wobec dobitki Joanny Olszewskiej szans nie miała...

Zaliczając remis z katowiczankami Mitech przerwał serię 7. przegranych spotkań pod rząd, ale o pełni szczęścia mówić przy takich okolicznościach straty punktów nie sposób.