Ekipa ze Strumienia znacznie lepiej poczynała sobie na boisku we wstępnej fazie meczu. Goli doczekała się przed przerwą. Najpierw Jakub Puzoń wyłuskał piłkę bramkarzowi i dał Wiśle prowadzenie, a następnie Bartosz Wojtków pomścił z 11. metrów faul na Puzoniu. Było 2:0 – dodajmy w pełni zasłużenie...

– Oddaliśmy plac gry rywalowi i dosłownie na wszystko mu pozwalaliśmy. To był najmniejszy wymiar kary z naszego punktu widzenia. Swoje założenia mieliśmy, ale one zupełnie nie wypaliły i trochę na poprawę musieliśmy poczekać – ocenia Artur Bieroński, szkoleniowiec Pasjonata, który nic do powiedzenia nie miał także w kilku początkowych minutach części rewanżowej. 52. minuta to przytomny lob Puzonia z okolic 20. metra, zaś po wznowieniu gry od środka Wisła wywalczyła rzut rożny, po którym w zamieszaniu rezultat poprawił Dawid Gizler. Zanosiło się tym samym na nic innego, jak srogi pogrom Pasjonata.

Sygnał do odrabiania strat przez dankowiczan dał Kornel Adamus, po którego szarży w 62. minucie „swojaka” zapisał na swoim koncie Szymon Wojtek. Chwil kilka później Dominik Kopeć solową akcję zwieńczył celnym uderzeniem i dystans dzielący sobotnich sparingpartnerów nie był już tak kolosalny. Pasjonat doczekał się też trafienia kontaktowego – po efektownej akcji asystenta Adriana Heroka z egzekutorem Adamusem. I w tych niecodziennych okolicznościach omal faktem nie stał się... remis, bo wspomnieć należy, iż Adamus ostemplował poprzeczkę, a pojedynek „oko w oko” z golkiperem Wisły przegrał Kamil Tobiasz.

– Paradoksalnie przy stanie 4:0 dla nas mecz się na dobre zaczął. Rozprężyliśmy się i szkoda, bo wcześniej wszystko przebiegało pod naszą pełną kontrolą – mówi Krzysztof Dybczyński, szkoleniowiec strumienian.