Dankowiczanie do siatki trafili w pierwszej części za sprawą Efe Zorkuna, któremu asystował Błażej Cięciel. Sędzia gola jednak nie uznał wobec pozycji spalonej. Kilka innych akcji gospodarzy stanowiło zagrożenie dla defensywy „Fiodorów”, były też uderzenia z dalszej odległości, które w porę blokowano. Przyjezdni? Poziom ofensywny trzymali podobny. Jeden z zawodników testowanych wykonanych „centrostrzał” w słupek, drugi przegrał starcie z golkiperem Pasjonata, zaś przy próbie głową Marcina Gustyńskiego po stałym fragmencie rozjemcy dopatrzyli się spalonego.

I choć oba zespoły były w grze kontrolnej do samego jej końca wyjątkowo zgodne, to podłoże nieszczególnej efektywności należy ocenić inaczej. – Wyjątkowo spokojny sparing, ale takiego na początek spodziewaliśmy się. Przy sporych brakach w składzie nie mieliśmy żadnego pola manewru, co też odbiło się na grze – oznajmia Andrzej Tomala, szkoleniowiec ekipy z Dankowic, który po raz pierwszy prowadził nową drużynę po przejęciu trenerskich sterów.

Piłkarze GKS-u wypadli solidniej „w tyłach” w porównaniu do przegranego poprzedniego test-meczu z Czarnymi Jaworze. Z plusów to byłoby na tyle. – Niewiele wypracowaliśmy sobie dobrych szans w ofensywie. Wniosek? Trzeba rozglądać się za napastnikiem. A brak zrozumienia o tyle można wytłumaczyć, że testowaliśmy sporą grupę piłkarzy – zauważa trener radziechowian Sebastian Gruszfeld.