I takowym też derbowy mecz Wisły z Błyskawicą był, a końcowe rozstrzygnięcie to spora niespodzianka. Kroczący zwycięskim rytmem lider został zastopowany. Jak do tego doszło?

Ekipa z Drogomyśla dysponowała na przestrzeni dzisiejszej rywalizacji przewagą optyczną, potrafiła też tworzyć sobie bramkowe okazje. – Nie jest to chyba dla nikogo zaskoczeniem. Próbowaliśmy liderowi przeszkadzać, szukać kontr i wykorzystywać naszych szybkich zawodników. Doczekaliśmy się wreszcie takiej idealnej okazji w końcówce – zaznacza trener Wisły Krzysztof Dybczyński, przywołując zdarzenie z 89. minuty. Jakub Rakus dograł do Artura Miłego, który wpadł w pole karne i uderzył od poprzeczki do siatki.

Tym samym zespół ze Strumienia zbliżył się do ścisłej czołówki. – W jakimś sensie odrobiliśmy to, co straciliśmy w końcówkach meczów w Milówce czy Istebnej. To zwycięstwo na pewno daje nam jakiś komfort gry w dalszej części rozgrywek i fajnie byłoby taki rytm zachować – dodaje szkoleniowiec gospodarzy.

Błyskawica z kolei rozczarowała o tyle, że nie potrafiła pokonać Bartłomieja Grabowskiego mimo dogodnych ku temu szans. Strzał Krzysztofa Koczura defensorzy Wisły wybili z linii bramkowej, po kornerze obok słupka uderzył Mateusz Bawoł, groźnie było także po wejściach w pole karne Dominika SzczęchaBartłomieja Szołtysa. – Jak się nie strzela przy swoich okazjach, to pojawia się problem. Cóż z tego, że mecz przebiegał pod nasze dyktando, a rywal właściwie nam nie zagrażał, skoro nie uczyniliśmy tego, co powinniśmy – mówi Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy.