Straszą faworytów
Ekipa ze Strumienia postarała się o kolejną niespodziankę na ligowych boiskach, potwierdzającą, że zwłaszcza na własnym boisku każdemu może skutecznie stawić czoła.
Nie od razu Wisła jednak stanowiła dla Piasta zagrożenie. Co więcej, to goście w 19. minucie przystąpili do realizacji swojego planu na odniesienie zwycięstwa. Po kontrze i szybkim zagraniu Macieja Kaczmarczyka po ziemi piłkę w siatce umieścił Kamil Janik. Skromna zaliczka zespołu znad Olzy do pauzy się nie utrzymała, bo też gospodarze zaciekle dążyli do jej zniwelowania. W 41. minucie wyrównanie zdawało się „pewnikiem”, ale Marcin Urbańczyk nie był w stanie pokonać Bartłomieja Oleksego, pomimo idealnej ku temu sposobności przy rzucie karnym. 120. sekund później futbolówka już wylądowała „za kołnierzem” golkipera Piasta. Trafienie zaliczył Urbańczyk, który dla kontrastu do wcześniejszego zdarzenia popisał się... przewrotką.
Pełna emocji była rewanżowa odsłona meczu, a apogeum emocji to okres po upływie godziny rywalizacji. W 65. minucie strumienianie objęli prowadzenie – podanie Gracjana Haki celnym strzałem pod poprzeczkę sfinalizował Artur Miły. Kiedy w 72. minucie Miły został sfaulowany w „16”, a Bartosz Wojtków pewnie wymierzył sprawiedliwość, zanosiło się na maksymalny punktowy łup Wisły.
Podopieczni Kamila Sornata nie zamierzali jednak wyjeżdżać z trudnego terenu z niczym. W 80. minucie wyraźny ku temu sygnał dał Jakub Jeleń. Bartłomiej Grabowski pokonały został uderzeniem „z wapna”, a doszło do tego po sytuacji kuriozalnej, bo piłkę prosto w rękę Szymona Wojtka skierował jego kolega z zespołu Mateusz Gołek. Cieszynianie poczuli, że porażce mogą zapobiec, co stało się faktem w 86. minucie za sprawą J. Jelenia, obsłużonego przez Jakuba Węglorza I. Przy równym bilansie bramek żadna ze stron nie mogła mówić o pełnej satysfakcji, toteż ciekawy finisz z obustronnym dążeniem do strzelenia zwycięskiego gola. Wiśle dać go mógł Miły, który dogodnej pozycji nie wykorzystał, piłkarze Piasta zaś egzekwowali 2 stałe fragmenty, przy których miejscowym dopisało szczęście.
– Nie jest to niestety pierwszy mecz, w którym przy dobrym wyniku zabrakło nam takiego boiskowego cwaniactwa. Daliśmy przeciwnikowi tlen, a on z tego skorzystał – komentuje Krzysztof Dybczyński, szkoleniowiec ekipy ze Strumienia.