Daniel KasprzyckiDominik Kępys zapewnili dotychczasowemu liderowi „okręgówki” solidną zaliczkę w premierowej odsłonie meczu z tyską ZET-ką. Pomocnik GLKS-u skorzystał z dogrania Kępysa w 36. minucie, jego kolega z drużyny został natomiast obsłużony przez Jakuba Caputę. Było toteż 2:0 i choć goście wcale nie ograniczali się wyłącznie do defensywy, to jednak faworyt swych aspiracji dowodził. Gospodarze przy korzystnym stanie nie zrezygnowali z ataków i mieli kilka szans, aby dystans powiększyć. Na finiszu pierwszej połowy próby Kacpra Śleziaka oraz Kępysa winny znaleźć pomyślne zakończenie, podobnie efektowny rajd K. Śleziaka, który kilka minut po wznowieniu gry wykonał wszystko idealnie poza kluczowym podaniem do Kępysa. Nie mający nic do stracenia zespół z Tychów zwietrzył swoją szansę, tym bardziej, gdy w 54. minucie różnica w zdobyczach uległa zmianie w następstwie rzutu karnego. Równowagę po godzinie przywrócił w bliźniaczy sposób Kępys i nic nie wskazywało, że pewni swego wilkowiczanie wypuszczą punkty...
 



Obaj strzelcy goli, a do tego Maciej Wojtyła, zostali przez trenera Krzysztofa Bąka zdjęci z murawy w okolicy 70. minuty. Po tych roszadach miejscowi zupełnie zatracili rezon, a wkrótce kolejne strzały zaskakiwały Richarda Zajaca. W 74. minucie piłkarze ZET-u ponownie skorzystali na „11”, w 78. minucie był już remis, a postawienie wszystkiego na jedną kartę zemściło się w minucie 88., gdy kontry przeciwnika nie zdołał „skasować” Marek Kolarczyk. Brak zdecydowania defensora był równie brzemienny w skutkach, co wcześniejsze sprokurowane rzuty karne przez Dawida KruczkaWiktora Matlaka.

GLKS przegrał w sobotni wieczór 3:4, a wobec wygranej MKS-u Lędziny stracił tuż przed końcem rozgrywek przodownictwo w tabeli. – Porażkę biorę w 100 procentach na siebie, bo moje wybory na decydujący fragment spotkania były zupełnie nietrafione – przyznał „na gorąco” szkoleniowiec drużyny z Wilkowic. O tym niebawem nieco więcej.