– Mieliśmy swój plan na ten mecz. Wiedziałem doskonale, jakie są mocne i słabsze strony rywala. Do zawodników żadnych pretensji mieć nie mogę, bo plan zrealizowali, a swoje sytuacje tworzyliśmy w taki sposób, jak przed meczem sobie to wyobrażaliśmy – opowiada Michał Pszczółka, szkoleniowiec Tempa, które spotkanie zakończyło w nastrojach nie bez przyczyny dwojakich.

Gospodarze oddali pole gry ekipie z Wodzisławia Śląskiego, co też było posunięciem świadomym. Odgryzali się szybkimi wypadami z otwarciem skrzydeł, choć przyznać trzeba uczciwie, że do realnego zagrożenia pod bramką Odry dochodziło sporadycznie. W pierwszej części po zagraniu prostopadłym defensorom przyjezdnych uciekł Tomasz Stasiak, ale jego podanie w kierunku Jakuba Legierskiego zostało w porę zablokowane. Druga odsłona to szarża Kamila Adamka, który dograł w okolice 5. metra Damianowi Ściborowi. Ofensywnego zawodnika Tempa finalnie w pożądanym wówczas miejscu zabrakło. Wspomnieć należy również o kontrze w przewadze liczebnej 4 na 1, którą miejscowi rozprowadzili w stylu dalekim od oczekiwanego. Poza tym piłkarze z Puńcowa egzekwowali sporo stałych fragmentów.

Kilka uderzeń w rękawice dobrze dysponowanego Wojciecha Maciejowskiego oddali futboliści Odry – to najgroźniejsze z 14. metra Łukasz Gajda w rewanżowych 45. minutach środowej rywalizacji. Wobec obustronnego braku egzekucji stało się nieuniknione – równy podział zdobyczy przy remisie 0:0. – I ten punkt szanujemy, bo przez święta nie za bardzo mieliśmy możliwość bycia w treningowym rytmie. Może to zaważyło, że dziś nie byliśmy dostatecznie skuteczni w ofensywie – wyjaśnia Pszczółka.