Wszystko, co najlepsze goście zostawili sobie na drugą połowę wtorkowej konfrontacji. Zadanie mieli w niej o tyle ułatwione, że od 40. minuty Skrzyczne radzić sobie musiało bez jednego zawodnika w konsekwencji faulu i następującej po nim dyskusji z arbitrem. W 52. minucie faworyt wykonał odpowiedni pressing, Mateusz Sewera dograł na 10. metr, gdzie czyhał z finalizacją Adrian Duraj. Kolejne gole były wówczas kwestią czasu i istotnie one nadeszły. W 64. minucie Michał Motyka został przytrzymany za koszulkę w polu karnym, a mierzący sprawiedliwość Grzegorz Szymik uczynił to najlepiej, jak tylko mógł. Przyjezdni cios ostateczny zadali reprezentantowi A-klasy w 85. minucie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego do Huberta Masnego zgrał futbolówkę Gabriel Duraj, a ostatnim akcentem stałego fragmentu było trafienie defensora Borów.

Wzorem poprzednich spotkań obecnego sezonu – zarówno tych ligowych, jak i pucharowych – Bory triumfowały i to bez żadnego straconego gola. O tyle było o to łatwiej dziś, bo ekipa z Lipowej choć ambitnie walczyła, to nie oddała strzału, który stwarzałby realne zagrożenie dla bramkarzy. – Nie graliśmy na pewno na maksymalnych obrotach. Początkowo z naszej przewagi optycznej niewiele wynikało, ale w końcu ją zamieniliśmy na gole potrzebne do awansu – zauważa Sebastian Gierat, szkoleniowiec drużyny z Pietrzykowic.