Wygraliśmy mecz na terenie, na którym jeszcze tego nie zrobiliśmy. Bardzo dobry występ całego zespołu i kontrola przez całe spotkanie. Mecz rozgrywał się w dwóch wymiarach – miał  przybliżyć Rekord do awansu albo dać nadzieję na utrzymanie Gwarkowi Tarnowskie Góry w trzeciej lidze. Cieszę się, że los wybrał to pierwsze - przyznał na łamach klubowej strony trener Rekordu, Dariusz Klacza. 

 

Stawka meczu dla "rekordzistów" była oczywista - zanotować komplet punktów, aby móc przypieczętować mistrzostwo w przyszłym tygodniu na własnym terenie. Cel ten bielszczanie zrealizowali z pełną starannością. Przewaga Rekordu była niepodważalna w tym spotkaniu i została ona po raz pierwszy udokumentowana w 9. minucie. Faulowany w polu karnym rywala był Daniel Świderski. Do "11" podszedł sam poszkodowany i umieścił piłkę w siatce. Na domiar złego, zawodnik gospodarzy za ten faul ujrzał czerwoną kartkę, więc kolejne bramkowe "łupy" były kwestią czasu, biorąc pod uwagę dyspozycję biało-zielonych. W 26. minucie "Świder" znów cieszył się z trafienia. Tym razem napastnik sprytną przewrotką zaskoczył golkipera gospodarzy. Gwarek 120 sekund później - dość niespodziewanie, wszak był to ich jedyny celny strzał w tym spotkaniu - pokusił się o trafienie kontaktowe. Skuteczną dobitką wykazał się były zawodnik Rekordu, Nikolas Wróblewski. Więcej goli w tej części spotkania nie odnotowano, co jest zasługą tylko i wyłącznie dobrze dysponowanego bramkarza z Tarnowskich Gór. 

 

Bez większego "ciśnienia" zagrali bielszczanie w drugiej części meczu. Konsekwentnie realizowali swoje założenia, długimi fragmentami utrzymywali się przy piłce. Owoce tego przyszły w końcówce meczu. W 85. minucie Świderski skompletował hat-tricka, gdy wykorzystał podanie od Kacpra Kasprzaka. Na tym jednak "snajper" Rekordu nie skończył festiwalu strzeleckiego. W doliczonym czasie Świderski ponownie zamienił na gola rzut karny, tym razem odgwizdany po faulu na Piotrze Wyrobie.