- Wiemy na co stać rywala. ZET u siebie jest solidnym zespołem, ma piłkarzy o wysokich umiejętnościach i potrafi dobrze grać w piłkę. Chcemy jednak liczyć się w tej lidze, dlatego musimy wygrywać takie mecze - mówił w przedmeczowej zapowiedzi trener jaworzan, Krzysztof Dybczyński. 

 

Nie ma co ukrywać, to był bardzo szalony mecz. Już w 6. minucie Czarni fetowali trafienie, gdy rzut karny na gola zamienił Michał Sztykiel. Na tym jednak drużyna z Jaworza nie zamierzała poprzestać. W 12. minucie jaworzanie prowadzili 2:0, gdy Artur Sawicki wykorzystał błąd defensywy gospodarzy. Ale na tym emocje w pierwszej połowie się nie zakończyły, bowiem "Zetka" podjęła rękawice. W 24. minucie gospodarze pokusili się o trafienie kontaktowe po rzucie rożnym, a 5. minut później był już remis. Czy to koniec dramaturgii? Absolutnie, nie!

 

 

W 32. minucie Czarni znów prowadzili, za sprawą trafienia Damiana Ścibora, który ulokował piłkę w siatce po podaniu ze skrzydła Janusza Cyrana. Niespełna 10. minut później jaworzanie podwyższyli prowadzenie, a ponownie na listę strzelców wpisał się Sztykiel, ponownie dobrze egzekwując "11". Ostatni akcent strzelecki w pierwszych trzech kwadransach należał jednak do tyszan i na przerwy obie ekipy schodziły przy wyniku 4:3 dla Czarnych. 

 

Gospodarze po zmianie stron nie poszli za ciosem, a wręcz przeciwnie. W 62. minucie Adam Waliczek celnie przymierzył z rzutu wolnego, co podcięło "skrzydła" ambitnej drużynie ZET Tychy. Gdy w 85. minucie Sztykiel skompletował hat-tricka, było jasne, że Czarni dowiozą wygraną do ostatniego gwizdka arbitra.