Mówi się, iż nie jest ważne jak mecz zaczynasz, a jak kończysz. Nie zawsze ta reguła się jednak sprawdza. "Rekordziści", w przeciwieństwie do BKS-u, bardzo dobrze i odważnie weszli w spotkanie. Owocem tego była bramka Kamila Hutyry, który z okolic "16" zaskoczył bramkarza bialskiej Stali. Po zdobytej bramce piłkarze z Cygańskiego Lasu wciąż utrzymywali się na połowie rywala, lecz nie wynikało z tego za wiele. 

 

Bialska Stal wyższy "bieg" wrzuciła w okolicach 20. minuty, lecz również poza kilkoma składnymi akcjami i groźnym strzałem Michała Jury nie zobaczyliśmy "fajerwerków" w ofensywie. "Rekordziści" swoich prób upatrywali po uderzeniach z dystansu, lecz zawsze "na posterunku" był Jan Syc.

 

 

W drugiej części tempo meczu było znaczniej żywe. Z pewnością należy docenić defensywę rezerw Rekordu, która skutecznie odpierała ataki BKS-u. W ofensywie "rekordziści" mogli zakończyć mecz z większym dorobkiem bramkowym. Gościom na przeszkodzie stawała jednak albo poprzeczka, albo spojenie, albo Syc, który kilka razy wspiął się na wyżyny umiejętności bramkarskich. Finalnie rezultat ustalony w 3. minucie nie uległ zmianie.