
Ta sama śpiewka
Sympatycy Pasjonata, o piłkarzach już nie wspominając, ponownie musieli przełknąć gorycz przegranej, co wcale nie było drużynie z Dankowic pisane.
Dość wspomnieć, że ponownie ekipa z Dankowic świetnie mecz ligowy rozpoczęła. „Dwójkę” z Goczałkowic gospodarze „napoczęli” w 10. minucie. Wojciech Sadlok został sfaulowany w polu karnym, po czym sam wymierzył sprawiedliwość. Minął jednak kwadrans i ponownie był remis, gdy pojedynek z Amadeuszem Golikiem wygrał Mateusz Piesiur. Na nic zdały się niezłe szanse strzeleckie Pasjonata w kolejnych minutach. Obok bramki główkował Marcin Bęben, zaś 2-krotnie cel mijały próby Marcina Hermana. Za nieskuteczność przyszło dankowiczanom zapłacić wysoką cenę w postaci klasycznego gola do szatni na rzecz rezerw LKS-u. – Zagraliśmy niezłą połowę meczu, ale co z tego, skoro zabrakło nam koncentracji. Nie był to dobry prognostyk przed drugą częścią gry... – klaruje Artur Bieroński, szkoleniowiec miejscowych.
Istotnie krótko po powrocie na murawę piłka znów wylądowała w „świątyni” Pasjonata. W 52. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Rafał Klaja, a rykoszet przelobował Golika. Co ciekawe – i brutalne z perspektywy drużyny tracącej gola – w taki właśnie identyczny sposób przywołany zawodnik trafił już po raz 4. w ligowych bojach przeciwko Pasjonatowi. Niemniej, gospodarzy strata nie załamała. W 65. minucie błąd bramkarza rywali wykorzystał Maciej Pietrzyk i emocje na nowo rozgorzały. Do końca scenariusz był taki, że reprezentant bielskiego podokręgu zaciekle atakował, miał też sytuacje, ale raził brakiem umiejętności ich finalizowania. Pietrzyk przegrał starcie z golkiperem goczałkowickiej ekipy, z woleja obok bramki uderzył Bęben, Kornel Adamus został zastopowany przy próbie dogrania, efektu żadnego nie przyniosła również próba lobowania autorstwa Dominika Kopcia.
– Wynik dla nas jest trudny do zaakceptowania, bo co najmniej remis był w zasięgu. Znowu niedosyt mamy naprawdę spory – martwi się trener Bieroński.