
Tabela ani drgnęła
Ostatnią już w tym sezonie kolejkę Ligi Okręgowej Żywiecko-Skoczowskiej, otworzył mecz w Milówce, który miał swój koloryt. Gospodarzy po raz ostatni z trenerskiej ławki poprowadził Sławomir Szymala, goście w razie zwycięstwa mogli awansować w tabeli i zachować cień szansy na pozostanie na obecnym szczeblu rozgrywkowym.
Nic sobie nie robiąc z efektownych domowych dokonań Podhalanki w finiszującym sezonie, goście z Leśnej dobrze zaprezentowali się w premierowej części spotkania. I to na tyle, by na półmetku rywalizacji przybliżyć się do realizacji swojego planu maksimum na ostatnią ligową sobotę. Gola, który dał niżej notowanej drużynie prowadzenie strzelił Kacper Jakubiec – po solowym rajdzie uderzający po ziemi nie do obrony dla zasłoniętego golkipera ekipy z Milówki. Równie ważne co zdobycie bramki było skuteczne bronienie dostępu do własnej, wszak Podhalanka i owszem przeważała. Najlepszych szans nie wykorzystali Dawid Piątek, który po podaniu Mikołaja Stasicy nie trafił czysto w piłkę na 5. metrze, a także Maksym Kostenko, uderzający tuż obok spojenia słupka z poprzeczką.
Werwy podopiecznym Seweryna Caputy starczyło jednak raptem na 45. minut, bo po powrocie obu zespołów na murawę nie tylko zwiększyła się przewaga miejscowych, ale i wyraźnie drgnął licznik strzelecki. Wyrównanie stało się faktem w 52. minucie. Jeden z zawodników LKS-u dotknął futbolówki ręką leżąc na murawie, co sędzia zakwalifikował jako przekroczenie przepisów. Stasica idealnej sposobności na wyrównanie nie zmarnował. Gospodarze przystąpili do dalszych ataków, stwarzali kolejne okazje, m.in. poprzeczkę ostemplował Krystian Makowski, ale gola numer 2 zdobyli dopiero po następnym dziś „wapnie”.Kacper Wandzel sfaulował w obrębie pola karnego Makowskiego i to właśnie sam poszkodowany wymierzył sprawiedliwość. Smutek przyjezdnych był wówczas podwójny, wszak moment wcześniej akcji po przeciwnej stronie boiska piłkę w idealnej sytuacji zgubił Filip Kupczak.
Choć motywację, aby podjąć wysiłek odrobienia straty drużyna z Leśnej miała, to zabrakło ku temu czysto piłkarskich argumentów. W 73. minucie do siatki po wcześniej zaprzepaszczonych kilku „setkach” wcelował wreszcie Piątek, a w samej końcówce ustalenia wyniku meczu dokonał w zamieszaniu Maciej Móll. LKS z rzadka przebywał w pobliżu „świątyni” strzeżonej przez Denysa Anufriienkę, co nie przeszkodziło w zaliczeniu trafienia pomiędzy bramkami Podhalanki, gdy w 80. minucie wybornym strzałem w same „widły” popisał się Kajetan Lach.
A do wydarzeń przywołanych na wstępie – trenerskiego „last dance” Sławomira Szymali i przesądzonej już degradacji drużyny dziś pokonanej – niebawem powrócimy.