
Tempa nie zwalniają, rywalowi uciekają
Należące do czołówki stawki "okręgówki" i mierzące w awans do IV ligi drużyny z Drogomyśla oraz Radziechów/Wieprza rywalizowały o ważne punkty w świąteczną sobotę.
– To był bardzo trudny mecz z mocnym przeciwnikiem – te głosy dało się słyszeć z obozów obu drużyn. Stoczyły one zacięty bój, choć nie stojący na najwyższym poziomie. Po części tłumaczyć może to stawka spotkania. Błyskawica chciała podtrzymać imponującą serię zwycięstw, która trwa od 6. kolejki ligowej, z kolei goście mierzyli w „skasowanie” nieznacznego dystansu do sobotniego rywala oraz będącego również wyżej w tabeli Tempa Puńców.
W pierwszej połowie meczu dominowała walka, a sporo akcji przerywanych było faulami. Podbramkowych spięć niemal zupełnie brakowało. Wyjątek to sytuacja z 20. minuty, gdy „oko w oko” z Bartłomiejem Oleksym stanął Bartosz Sala. Napastnik GKS-u pojedynek ten przegrał. – Był to według mnie kluczowy moment. Patrząc na to, jak wyglądaliśmy na tle Błyskawicy, to pokuszę się o stwierdzenie, że bramka nam się w jakiś sposób należała. Przebieg gry przy naszym prowadzeniu byłby na pewno zupełnie inny – żałuje Seweryn Kosiec, szkoleniowiec „Fiodorów”.
W zaledwie kilka minut po zmianie stron sytuacja gości stała się nie do pozazdroszczenia. Najpierw w 48. minucie drugą żółtą kartkę usunięciem z boiska przypłacił Wojciech Drewniak, a w 52. minucie atomowym strzałem z 25. metrów popisał się Sebastian Rychlik. Piłka zatrzepotała w siatce, a gol ten śmiało uznać można za jeden z rarytasów całego bieżącego sezonu. Zaliczka, choć skromna, to jednak przy liczebnej przewadze dodała pewności piłkarzom z Drogomyśla. Ani Daniel Krzempek, ani Marcin Jasiński nie zdołali zamienić swoich szans na gole, do końca więc radziechowianie liczyli się w batalii o wyrównanie. – Staraliśmy się prowadzić grę i momentami nieźle nam to wychodziło. Nie dochodziliśmy natomiast do pozycji strzeleckich – tłumaczy Kosiec.
I dopiero w doliczonym czasie przyjezdni musieli godzić się z przegraną. Marcin Wysiński popędził skrzydłem, podał do Krzysztofa Koczura, który mimo wysiłków defensorów GKS-u pokonał Wojciecha Barcika.