Boiska, które utrudniają grze drużynie przyjezdnej trenerzy zwykli określać ładnie i elegancko, że są one "specyficzne". Słyszymy to zwłaszcza w żywieckiej A oraz B klasie, gdzie niektóre nawierzchnie nierzadko można pomylić z polem pod uprawę gospodarstwa. W bielskiej "okręgówce" także jest obiekt na który - delikatnie ujmując - nie jeździ rywalom się z miłą chęcią. 

Mowa oczywiście o stadionie w Żabnicy, gdzie swoje mecze od połowy rundy jesiennej rozgrywa miejscowa Skałka. Wcześniej bowiem podopieczni Adama Śliwy grali na obiekcie w Węgierskiej Górce, który spełnia pewne oczekiwania, ale działacze uznali, że pora wracać do domu. W Żabnicy niestety standardy są nieco inne. - Ciężko mówić tam o grze w piłkę. Boisko jest bardzo małe. Bramkarz wykonując "piątkę" może de facto przenieść akcję już w pole karne rywala - mówił nam nie tak dawno Tomasz Wuwer, trener WSS Wisła w Wiśle, która na Żywiecczyźnie zwyciężyła bardzo szczęśliwie, bo 4:3. W podobnym tonie wypowiadali się także pozostali szkoleniowcy, którzy wybrali się do Żabnicy powalczyć o ligowe punkty. Spora rzesza z nich wracała na tarczy. 

Aby przekonać się jak wielkim atutem jest dla 7. siły PROFI CREDIT Bielskiej Ligi Okręgowej własne boisko, wystarczy spojrzeć w statystki. Wiosną Skałka w 11. meczach zainkasowała 13 "oczek", w tym dziewięć u siebie, pokonując takie zespoły jak MRKS Czechowice-Dziedzice czy Pasjonat Dankowice, a więc drużyny, które lubią oraz potrafią "pograć piłą". Na wyjazdach? Porażka z będącą w strefie spadkowej ekipą z Leśnej i podział punktów z outsiderem z Ciśca. No i "piątka" od Kuźni w Ustroniu, ale klęska z liderem jest do wybaczenia. 

Jeżeli w następnych rozgrywkach drużyna z Żabnicy na wyjazdach będzie grała równie dobrze co u siebie, to wróżymy im udany sezon. Kto wie, może zakończony na "pudle"? Oby tylko boisko nie uległo poprawie  dalej wykorzystywali atut własnego boiska...