Nic ogromnych wrażeń nie zwiastowało w pierwszych 45. minutach meczu. Na boisku działo się wówczas niewiele godnego uwagi. – To były klasyczne piłkarskie szachy i nikt bramki nie chciał stracić – przyznaje Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec gospodarzy, któremu w ocenie wtóruje zresztą opiekun gości z Landeka. – Widać było, że obie drużyny liczą bardziej na jakiś błąd przeciwnika, aniżeli samodzielne stworzenie czegoś konkretnego z przodu. Poziom był mocno średni, z obu stron zbyt dużo pojawiało się niedokładności – zauważa Dariusz Kłus.

Wszystko zmieniło się w drugiej połowie, choć nie od razu, bo do 70. minuty konto bramkowe uczestników derbów niezmiennie wskazywało „pusty przebieg”. W końcu jednak gra nabrała rumieńców, a gole Dominika Szczęcha dały Błyskawicy solidną zaliczkę w postaci prowadzenia 2:0. Zareagowali na to landeczanie... – Szacunek dla piłkarzy, że nie zwiesili głów i ruszyli z impetem do przodu. Chciałbym widzieć w każdym meczu taką determinację i wiarę. Fajnie, że „głowa puściła”, ale jednocześnie szkoda, iż tak późno – dodaje Kłus, którego podopieczni rzutem na taśmę wyrównali.

Nic dziwnego, że przy takim przebiegu zdarzeń w szeregach walczącej o utrzymanie w IV lidze śląskiej ekipy z Drogomyśla panował zawód. Czego zabrakło, aby sięgnąć po arcyważnego „maksa”? – Przede wszystkim doświadczenia. Nie powinniśmy tracić goli w tak łatwy sposób, zwłaszcza tego drugiego, bo był już doliczony czas gry i wystarczyło mądrze przytrzymać piłkę. Zasługiwaliśmy, aby podnieść punkty z boiska, bo pod względem taktycznym zagraliśmy naprawdę dobrze. Jest mega żal, bo wygrana dałaby nam oddech, a tak znów skomplikowaliśmy sobie sytuację – tłumaczy Papatanasiu.