SportoweBeskidy.pl: Wróćmy do sezonu 2016/2017. Zdobywacie 107 goli, 73 punkty, nie przegrywacie żadnego meczu w roli gospodarza, a do IV ligi awansowała Kuźnia Ustroń. Jak po latach wspominasz ten sezon? 

Tomasz Wuwer: Bardzo dobrze, to był jeden z trzech sezonów, gdzie byliśmy blisko awansu, a w tamtym czasie - najbliżej. Stworzyliśmy najlepszą drużynę za mojej kadencji, rywalizowaliśmy jak równy z równym z bardzo mocną wówczas Kuźnią. Zadecydowały detale, ale 73 punkty to sporo. Dość wspomnieć, że były sezony, gdzie wystarczyło 69 punktów do awansu. Dobrze jednak wspominam jeszcze tamten, bo zdobyliśmy Puchar Polski na szczeblu podokręgu i nieźle sobie radziliśmy na wyższym szczeblu. 
 

SportoweBeskidy.pl: A obiektywnie, była to jedna z najlepszych batalii o awans w naszym regionie w ostatnich latach? Wszyscy wówczas niesamowicie żyli tą walką między Wami a Kuźnią. 

T.W.: To były troszkę inne czasy, za którymi tęsknie. Na meczach było po tysiąc osób. Ludzie jeździli za nami czy też za Kuźnią. Było też sporo postronnych kibiców. Tak, to była bardzo fajna batalia i otoczka wokół niej również motywowała nas wszystkich. 

 

SportoweBeskidy.pl: Załóżmy, że WSS Wisła wówczas awansowałaby do IV ligi. Byliście wtedy gotowi, aby rywalizować na wyższym szczeblu rozgrywkowym? 

T.W.: Nie mieliśmy jeszcze wówczas rozwiniętej infrastruktury, gdzieś dopiero się przygotowywaliśmy pod tym kątem. Sportowo jednak w tamtym czasie utrzymalibyśmy się w IV lidze tamtym składem. 

 

 

SportoweBeskidy.pl: Rok później byliście stawiani w roli faworytów do awansu i sezon 2017/2018 zajęliście na 4. miejscu. Co się wówczas wydarzyło takiego, że nie poszliście za ciosem? 

T.W.: Wtedy w klubie zaczynaliśmy już obierać inny model. Prezesi chcieli stawiać bardziej na naszych zawodników. Wciąż jednak byliśmy silni. Trzeba pamiętać, że tamta "okręgówka" była znacznie mocniejsza, a my utrzymywaliśmy wysokie lokaty. Wtedy awansował MRKS, który był poza zasięgiem wszystkich, patrząc przez pryzmat jakich miał zawodników. 

 

SportoweBeskidy.pl: Za Twojej kadencji sięgnęliście także trzy razy po Puchar Polski we własnym podokręgu. Nie lekceważyliście tych rozgrywek?

T.W.: Jestem zdania, że nikt nie olewa Pucharu Polski. Jeśli ktoś tak mówi, to jest to po prostu dobra wymówka. Jestem trenerem, który do każdego meczu podchodzi z chęcią zwycięstwa, bo w piłce nożnej o to chodzi. Jasne, czasem w pucharze grali zmiennicy, ale cel zawsze był ten sam. 

 

SportoweBeskidy.pl: Po 9. latach kończy się Twoja przygoda z WSS Wisłą. Wypalenie dało we znaki?

T.W.: Paradoksalnie, do Wisły przychodziłem niechętnie, bo jeszcze chciałem grać. Był jednak nacisk ze strony prezesa, czyli mojego taty, aby objął drużynę w momencie kryzysu w IV lidze i teraz tego nie żałuję, a odchodzę szczęśliwy. Myślę, że to co mogłem dać drużynie, już dałem. Jestem trenerem ambitnym i zawsze chcę grać o najwyższe cele. Cieszę się, że mogłem rozpocząć swoją karierę trenerską w takim klubie, jak WSS Wisła. 

 

Kiedy zdałem sobie sprawę, że mój koniec w klubie jest bliski? Po pandemii były już takie momenty, ale takim punktem kulminacyjnym był mecz w Rajczy w poprzednim sezonie, gdzie w drugiej połowie musieliśmy oddać mecz walkowerem. Mocno to przeżyłem... Podjąłem się jeszcze jednak budowy zespołu w tym sezonie i tego nie żałuję.
 

SportoweBeskidy.pl: Co Ty będziesz najbardziej wspominać przez ten okres czasu? 

T.W.: Na pewno ten sezon, o którym rozmawialiśmy. Był on niesamowity. Dobrze będę wspominać też ludzi, których spotkałem w klubie. Bardzo szybko zleciał ten czas. Myślałem, że minęło 5 czy 6 lat, a tu niezawodny Facebook przypomniał, że pracę trenera objąłem 1 grudnia 2013 roku - sam się zdziwiłem (śmiech). 

 

SportoweBeskidy.pl: Kazimierz Wielki zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną. Jak natomiast będzie brzmiała parafraza tego powiedzenia w odniesieniu do Twojej pracy w Wiśle? 

T.W.: Jak przychodziłem Wisły zastałem zespół rozbity. Masę piłkarzy odeszło i nie mogliśmy za bardzo pozyskiwać zawodników. Mimo to wygraliśmy 3 mecze w IV lidze w rundzie wiosennej i budowaliśmy zespół na "okręgówkę". Nigdy awans nie był naszym nadrzędnym celem. Wracając, nie zastałem Wisły drewnianej, ale najlepiej też nie było. Później, w kolejnych latach, zbudowaliśmy mocną ekipę. Najlepszą w naszym podokręgu. W ostatnim czasie nasza jakość piłkarska jednak spadła, ale najważniejsze, że udało nam się przetrwać, bo w 2021 roku były dyskusje na temat wycofania drużyny z rozgrywek seniorskich. Dobrą decyzją było to, że do tego nie doszło i udało się zbudować zespół, złożony z zawodników z Wisły, który spokojnie w najbliższych latach może grać o środek tabeli. 

 

SportoweBeskidy.pl: Byłeś także naocznym świadkiem zmiany formuły “okręgówki”. Z Beskidzkiej Ligi Okręgowej powstała Liga Okręgowa Skoczowsko-Żywiecka. Jak Ty oceniasz tę ewolucję? 

T.W.: Poziom sportowy zdecydowanie został poszedł w dół. Nie wiem czym się kierowali włodarze ŚlZPN, nikt tego nie chciał, a to się wydarzyło. Bielskie drużyny dawały sporo jakości. 

 

SportoweBeskidy.pl: Załóżmy, że masz zrobić awans do IV ligi i do dyspozycji masz wszystkich zawodników, którzy przez 9 lat występowali w WSS Wisła. Jaka byłaby Twoja “11”? 

T.W.: Samą "11' nie wygrywa się ligi, tych nazwisk będzie więcej - stworzymy całą kadrę (śmiech). W bramce zdecydowanie Andrzej Nowakowski - był i jest moim numerem jeden. Środek obrony to Mateusz Tomala, Mirek Łacek i nie zapomniałbym o Jakubie Kubicy. Kamil Kotrys i Jakub Marekwica na lewej obronie. Na prawej Tomek Czyż i Paweł Michałek. W środku pola Mariusz Pilch, Dawid Mazurek, Adam Czyż i Wojtek Małyjurek. Na lewym skrzydle Bartek Rucki, na prawym Darek Rucki. Jeśli chodzi o atak to z pewnością Paweł Leśniewicz i Szymon Płoszaj - niesamowity zawodnik, który zdobył niesamowitą liczbę bramek. Do kadry bardzo by mi się przydali także: Marcin Mazurek, Darek Juroszek, Robert Lapczyk i Sebastian Juroszek.

 

SportoweBeskidy.pl: Jak kreślą się Twoje trenerskie plany?

T.W.: Było już kilka zapytań z klubów z poziomu "okręgówki" i IV ligi. Do końca roku daję sobie jednak odpocząć i skupiam się na pracy z młodzieżą w LUKAM-ie Skoczów, gdzie mam dwa zdolne roczniki 2010 i 2011. Jak jednak siebie znam, długo nie wytrzymam jako widz piłki nożnej...