Podczas nadchodzącej wiosny trener Tomasz Wuwer będzie łączył obowiązki współodpowiedzialnego za wyniki WSS Wisła w Wiśle oraz asystenta głównego szkoleniowca w bytomskiej Polonii. Jak doszło do takiej sytuacji? To jeden z tematów naszej rozmowy z trenerem w ramach dzisiejszej STREFY WYWIADU portalu SportoweBeskidy.pl.

SportoweBeskidy.pl: Jak oceniać obecnie zespół z Wisły? Duże nadzieje przed sezonem, dobra postawa jesienią, zimą natomiast brak wzmocnień kadrowych... Tomasz Wuwer: Rzeczywiście nie dokonaliśmy zbyt wielu transferów, które wzmocniłyby drużynę. Ale zadbaliśmy o stabilizację. W tym tkwi moim zdaniem siła Wisły. Jeden zawodnik odszedł, wzmocnieniem będzie Darek Juroszek. Poziom zespołu jest według mnie podobny do tego z jesieni, czy jeszcze nawet rundy wcześniejszej, gdy byliśmy o krok od awansu do IV ligi. Zaczynając budowę zespołu po spadku do „okręgówki” mieliśmy w składzie Darka Rucka i Wojtka Małyjurka, już bez nich „biliśmy się” do końca o powrót, zdobywając o ile pamiętam więcej punktów wiosną, niż kadrą teoretycznie mocniejszą. Nie jest więc tak źle, bo jesienią w większości meczów byliśmy lepsi od rywali. Tylko z Pasjonatem Dankowice przegraliśmy zasłużenie. Miejsce trzecie jest trochę pechowe, jesteśmy w stanie ugrać coś więcej. Czy wystarczy na awans? Tego nie wiem.

wuwer tomasz - rusek SportoweBeskidy.pl: Z perspektywy czasu dobrze się stało, że nie awansowaliście? Niekoniecznie WSS Wisła w takim kształcie personalnym dałaby radę w stawce IV-ligowej. T.W.: W przypadku awansu działacze musieliby „stanąć na rzęsach”, żeby dokooptować do drużyny zawodników gwarantujących odpowiednio wysoki poziom sportowy. Dlatego nie ma co „gdybać”. Obecnie mamy 11-12 wyrównanych i dobrych piłkarzy. Poza nimi jest młodzież, która ogrywa się przy bardziej doświadczonej grupie zawodników. Poziom ligi okręgowej jest do tego idealny. Korzystamy więc możliwie, jak najlepiej z zaistniałej sytuacji.

SportoweBeskidy.pl: Skąd pomysł na duet trenerski, który drużynę poprowadzi w nadchodzącej rundzie? T.W.: Wymusiło to życie. Jestem wychowankiem tego klubu, rozumem i sercem jestem za Wisłą. Ale ta oferta z Polonii Bytom była z gatunku tych nie do odrzucenia, patrząc przez pryzmat mojego rozwoju jako trenera. Wspólnie z działaczami doszliśmy do wniosku, że nie możemy zostawić tej sytuacji bez właściwego rozwiązania. Praca, którą wykonaliśmy podobała się zawodnikom, działaczom klubu również. Chłopcy chcieli kontynuować współpracę ze mną, natomiast ja nie będę mógł prowadzić drużyny we wszystkich spotkaniach. Stąd pomyśleliśmy o wspólnym prowadzeniu zespołu z Pawłem Juchniewiczem, który Wisłę kiedyś trenował z powodzeniem. Razem damy radę to odpowiednio poukładać. Jestem o tym przekonany.

SportoweBeskidy.pl: Gdy został pan trenerem zespołu z Wisły wielu wypominało to, że w klubie, w którym tata jest prezesem. Wymagania z racji tych koligacji rodzinnych są wobec pana większe? T.W.: Na początku tak było, że poprzeczka została postawiona naprawdę wysoko. Z reguły takie sytuacje działają na minus z reguły. Jeśli ojciec zatrudnia syna, to co rusz mówi się, że nic nie trzeba robić, a i tak będzie się pracować. Mam nadzieję, iż przez minione półtora roku pokazałem, że tak wcale nie jest. Drużyna była zawsze dobrze przygotowana, walczyła o wysokie cele, o co po spadku z IV ligi nie było łatwo. I tak niektóre postronne osoby będą widzieć tylko fakt, że tata zatrudnił syna. W mojej ocenie to współpraca, której raczej nikt nie żałuje.

Wuwer rusek SportoweBeskidy.pl: Wspomniał pan o Polonii Bytom. Klub II-ligowy, będzie nam w nim asystentem Ireneusza Kościelniaka, z którym wasze drogi ponownie się schodzą. Dla pana to trenerska szansa? T.W.:  Zdecydowanie tak. Polonia reprezentuje poziom centralny, więc dla mnie jako trenera jest to krok w przód. Rozmawiałem z zawodnikami Wisły na ten temat, bo doskonale wiedziałem, że czas, by częściowo rozstawać się z klubem nie jest najlepszy w połowie sezonu. Zgodnie stwierdzili, że byłbym głupi, gdybym takiej propozycji nie przyjął. Była to nagła sytuacja, musiałem szybko decydować się. Wisła nie da mi takiej możliwości rozwoju, nawet jeśli potencjał tego zespołu oceniam na IV ligę. Jeśli chodzi o trenera Kościelniaka, to miałem okazję współpracować z nim jako piłkarz, później w charakterze trenera już w Wiśle. Dla mnie to osoba godna zaufania. Pracowity, zarazem stanowczy człowiek. Bez wątpienia profesjonalista „pełną gębą”. Dobrze się rozumiemy, bo charaktery mamy podobne. Często rozumiemy się bez słów.

SportoweBeskidy.pl: Pańskie cele i wyzwania na przyszłość związaną z piłką nożną? T.W.: Kolejne kursy trzeba w tym fachu zaliczać i systematycznie doskonalić swój warsztat. Najbliższe pół roku to praca w Bytomiu. Jeśli pójdzie nam dobrze, to będzie szansa, aby zostać w Polonii na dłużej, czego bardzo byśmy sobie życzyli.

SportoweBeskidy.pl: A jeśli WSS Wisła jednak awansuje do IV ligi? T.W.: Wtedy się zastanowimy nad tym wszystkim. Przyznam, że to byłby bardzo pozytywny „problem”. Nie będzie łatwo o tytuł mistrzowski, bo „okręgówka” w ostatnim czasie wyrównała się. Beskid Skoczów jest liderem, ale to nie taki lider, który dominuje i o jego awansie można przesądzać już dziś. Są w lidze ciekawe zespoły, jak Kuźnia, Pasjonat, Bestwina, Góral, czy nawet Koszarawa, która powinna być wyżej w tabeli. Wiosną będzie ciekawie i sporo niespodzianek może mieć miejsce.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. T.W.: Dziękuję.