
Trener Beskidu: Nie da się ukryć, że potrzebujemy wzmocnień
Choć byli jednym z faworytów minionego sezonu „okręgówki”, to tylko jesienią to miano piłkarze Beskidu Skoczów potwierdzić zdołali. Zupełnie nieudana decydująca część rozgrywek spowodowało, że finiszowi towarzyszyło rozczarowanie.
Istotny wpływ na postawę Beskidu miały bez wątpienia osłabienia personalne, których klub zaznał zimą, gdy ze Skoczowem pożegnali się Wojciech Padło, Mieczysław Sikora i Tomasz Czyż. Doszły do tego inne zawirowania, które uniemożliwiły realizację nakreślonego celu walki o IV-ligową promocję. Choćby kontuzje, by wspomnieć uraz Krzysztofa Surawskiego, którego czeka operacja w następstwie zerwania więzadeł krzyżowych.
– Nasze niedostatki kadrowe przełożyły się niestety na jakość. Mieliśmy ogrywać młodzież i było to jedno z istotniejszych założeń przed sezonem. Tymczasem części juniorów przyszło wiosną grać na poziomie ligi okręgowej niemalże „od deski do deski”. Regularnie wygrywać w taki sposób się w „okręgówce” nie da – opowiada Marcin Michalik, szkoleniowiec skoczowian.
W Skoczowie kursu na IV ligę nie zamierzają zmieniać. Warunkiem, by jednak stało się to realne jest wzmocnienie kadry drużyny. – W zasadzie dotyczy to każdej pozycji z bramkarzami włącznie – zaznacza Michalik, nadmieniając o możliwym odejściu z Beskidu Konrada Krucka, którym zainteresowane są kluby z wyższych lig. – Wzmocnienia są konieczne. Bez nich, nawet zachowując dotychczasowy stan posiadania, ciężko będzie nam dominować w lidze – komentuje nasz rozmówca.