„Nerwówka, co?” – takimi słowami po wyjściu z szatni rozpoczął krótkie odniesienie do meczu i minionego sezonu IV ligi uradowany trener bielskiego Rekordu, Ireneusz Kościelniak.

kościelsniak

„Trenowaliście rzuty karne?” – pytamy. – Nie, bo takiego scenariusza nie przewidywaliśmy. Może i dobrze się stało, że nie trenowaliśmy – mówi nam trener Ireneusz Kościelniak. – Łatwego meczu nikt się nie spodziewał. Natomiast patrząc na statystyki i to, że gramy u siebie wydawało się mimo wszystko, że będziemy w stanie wygrać w normalnym czasie gry. Ale to się nie udało, podobnie jak w dogrywce – dodaje szkoleniowiec świeżo upieczonego trzecioligowca. – Ten awans nie przyszedł łatwo. To, że Rekord jest solidnym klubem z ogromnym zapleczem wiemy nie od dziś. Trzeba było to udowodnić na boisku, a z tym bywało gorzej, bo od paru lat drużyna pukała do III ligi bezskutecznie. Cieszę się, że mogłem się przyczynić do tego awansu w jakimś stopniu. Oczywiście nie ujmuję niczego całemu zespołowi, bo tak naprawdę to zasługa zawodników. Najpierw ciężko pracowali w okresie przygotowawczym. Byli świetnie przygotowani, bo od dłuższego czasu graliśmy systemem środa-sobota. Już nawet nie liczyłem takich właśnie tygodni. Dlatego zespołowi należą się słowa uznania – podsumowuje trener Kościelniak.

A my przypominamy serię pasjonujących rzutów karnych w Cygańskim Lesie: 1:0 Wuwer 1:1 Piętka 2:1 Rucki 2:1 Oberaj (broni Michałowski) 3:1 Maślorz 3:2 Stankiewicz 4:2 Sikora 4:3 Stępień 5:3 Koczur