Spójnia w 44. minucie straciła gola po sytuacji budzącej spore emocje, w żadnej mierze nie te pozytywne. Boczny sędzia podniósł chorągiewkę, by wskazać głównemu, że jeden z obrońców gospodarzy został sfaulowany w starciu z Szymonem Skęczkiem. Arbiter główny zastosował przywilej korzyści, ale... w posiadaniu piłki znaleźli się bestwinianie, którzy rozegrali ją tak, że finalnie Mateusz Włoszek doprowadził do klasycznego wyrównania „do szatni”. – Czegoś takiego jeszcze w piłce nie widziałem. Zostaliśmy bardzo skrzywdzeni i na co nam w tej sytuacji przeprosiny sędziego przyznającego się do błędu po meczu, skoro stracony gol przy dobrej naszej grze do tego momentu wyraźnie podłamał zespół – podkreśla niepocieszony trener zebrzydowiczan Grzegorz Sodzawiczny.

Jak dodaje w mocnych słowach, to nie pierwszy przypadek, gdy sędziowie nie są łaskawi dla zespołu z Zebrzydowic. – Jeśli chcą nas na siłę spuścić, to niech o tym powiedzą. Zostawiamy sporo zdrowia na boisku, a może niepotrzebnie się „spinamy”, bo po prostu komuś do tych Zebrzydowic jest za daleko – grzmi Sodzawiczny. – Sędziowanie w wielu meczach odbywa się na naszą niekorzyść. Dlaczego? Zwyczajnie trenerzy przeciwników głośniej krzyczą, a arbiter podejmuje decyzję taką, jakiej oczekują w danym momencie – dodaje szkoleniowiec Spójni.

Drużyna z Zebrzydowic zajmuje aktualnie 13. lokatę w tabeli „okręgówki”, która przy niekorzystnych rozstrzygnięciach w wyższych ligach równoznaczna może być z degradacją do A-klasy. – Musimy się podnieść. Gramy teraz w Wilkowicach i mamy spore szanse, aby zapunktować. Ale z Bestwiną też takie były. Wynik 1:5 absolutnie nie oddaje tego, jak ten mecz przebiegał – podsumowuje Grzegorz Sodzawiczny.