– Świadomi naszej wartości nie mieliśmy żadnych obaw przystępując do meczu. Ale mierzyliśmy się z rywalem z ligi wyżej, więc nie zamierzaliśmy pójść na wymianę ciosów – mówi na wstępie Marek Sokołowski, trener gospodarzy, którzy skutecznie uprzykrzali życie gościom z Goczałkowic. Co rusz przerywali ich próby rozmontowania defensywy bielskich rezerw, przez co III-ligowiec nie był w stanie wypracować sobie naprawdę klarownej szansy na strzelenie gola. Takiej doczekali się przy rzucie wolnym zawodnicy Podbeskidzia II. Po dośrodkowaniu w „16” golkipera LKS-u Klaudiusza Mazura raz za razem pokonać usiłowali Michał Batelt, Franciszek LiszkaGiorgi Merebaszwili, ale we wszystkich przypadkach któryś z futbolistów przyjezdnego zespołu torował drogę piłce.

Według bliźniaczego scenariusza przebiegała druga odsłona. Jakiekolwiek ataki ekipy z Goczałkowic były w porę stopowane. – Bardzo dobrze i mądrze zagraliśmy w defensywie, co było dziś kluczowe. Przeciwnik nie był w stanie za wiele zdziałać – dodaje Sokołowski. Co warte odnotowania, wraz z upływającymi minutami więcej miejsca na budowanie kontr zyskiwali gospodarze. Bliski wcelowania do siatki był Merebaszwili, lecz uderzenie Gruzina z 7. metra poszybowało nad poprzeczką. Z kolei uderzenie Damiana Chmiela po uprzedniej pomyłce Łukasza Piszczka doczekało się udanej parady Mazura. W samej końcówce eks-reprezentant Polski mógł zostać głównym bohaterem finałowego starcia, lecz jego kąśliwy strzał przy słupku tuż zza pola karnego wybornie sparował na rzut rożny Sebastian Zajac.

O losach finału przesądziły zatem emocjonujące rzuty karne. „Górale” byli w nich bezbłędni – począwszy od uderzenia Michała Studnickiego, po kolejne Chmiela, Batelta i wreszcie na zakończenie – Merebaszwiliego. Słowa uznania należą się również strzegącemu „świątyni” bielskiej drużyny S. Zajacowi, który odbił strzał Jacka Wuwera. A że wcześniej pomyłkę posyłając piłkę obok słupka zaliczył Michał Nadolski, to w szeregach „dwójki” Podbeskidzia zapanowała zrozumiała radość.