W dużej mierze żywczanie sami sobie winni są tego, że nie uniknęli „nerwówki”. Przez cały mecz dochodzili ze znaczną częstotliwością do podbramkowych szans, ale już z ich wykończeniem było na bakier. Słupek „świątyni” Soły obił Szymon Habla, spudłował z idealnej pozycji Maciej Pułka, „setki” miał również Rafał Hałat... Poza tym miejscowym zliczono dwucyfrową liczbę kornerów... W lwiej części sytuacji nie lada bramkarskim kunsztem wykazywał się Sebastian Wydra, ponownie zbierający za swój występ między słupkami pochlebne recenzje. Piłka do siatki przyjezdnych wpadła raz – nota bene w sytuacji wcale nie z gatunku tych najbardziej klarownych. Łukasz Tymiński wykonał w 20. minucie rzut rożny, przy którym w zamieszaniu najsprytniejszy był Pułka, z 5. metrów kierujący futbolówkę do celu.

– Dawno nie uczestniczyłem w meczu z taką ilość zmarnowanych szans. Nie byliśmy za nic w stanie podwyższyć wyniku, co było w niektórych sytuacjach naszym obowiązkiem. W efekcie im bliżej końca spotkania, tym wzrastała nerwowość – opowiada Seweryn Kosiec, szkoleniowiec Stali-Śrubiarnia. Jeden z głównych pretendentów do awansu cieszyć mógł się zatem, że skromne łupy strzeleckie przełożył finalnie na zysk odnotowany w tabeli.

Rajczanie wyjechali z niczym, wzorem rywalizacji w Drogomyślu w miniony weekend. – Plan mieliśmy dziś taki, aby oddać rywalowi pewne sektory boiska i liczyliśmy się z tym, że ten będzie miał swoje sytuacje. Zaprezentowaliśmy się lepiej niż na inaugurację rundy i powiedziałem w szatni drużynie, że jeśli chcemy się rozwijać, to właśnie w tą stronę, przy czym wciąż mamy wiele do poprawy – oznajmia Marcin Kasperek, trener Soły. Goście w końcowej fazie potyczki mogli sprawić faworytowi nie lada psikusa, gdyby rzuty wolne Piotra Motyki zostały spożytkowane w nieco lepszy sposób...