Uczeń zmierzył się z mistrzem
Ekstraklasowe rozgrywki ponownie zawitały do Bielska-Białej. Podbeskidzie, w wyjściowym składzie którego było dziesięciu Polaków, zmierzyło się z międzynarodową mieszanką Cracovii. Doszło zarazem pod Klimczokiem do ciekawego pojedynku pomiędzy szkoleniowcami. Wszak trener Krzysztof Brede był w przeszłości asystentem Michała Probierza.
Premierowa odsłona meczu miała dwa oblicza. Podopieczni Krzysztofa Brede w pojedynek weszli z odważnym nastawieniem – narzucić rywalowi swój styl gry. W pierwszym kwadransie „Górale” do głosu w ofensywie dochodzili stosunkowo często, głównie po dośrodkowaniach w pole karne z bocznych sektorów. Po jednej z takich prób, w 11. minucie Aleksander Komor głową trafił w słupek. Chwil kilka później beniaminek PKO Ekstraklasy dopiął swego. Michał Rzuchowski... skierował piłkę w obręb "16", gdzie świetnie zachował się Karol Danielak. Prowadzący spotkanie Jarosław Przybył sytuację przeanalizował przy użyciu Var-u, następnie wskazał na środek boiska.
Gospodarze po skutecznym ataku nie poszli za ciosem, w związku z tym, to przyjezdni osiągnęli przewagę. Martin Polacek miał kilka okazji, aby się wykazać, m.in. po strzale Mateusza Wdowiaka popisał się efektowną i efektywną robinsonadą. Golkiper Podbeskidzia nie zapobiegł utracie tzw. „gola do szatni”. Florian Loshaj perfekcyjnie dośrodkował w pole karne, a z najbliższej odległości futbolówkę do celu skierował David Jablonsky.
Uderzenie Wdowiaka, minimalnie niecelne, otworzyło rywalizację po zmianie stron. Przyjezdni przez kilkanaście minut przeważali, ale to „Górale” objęli prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzut rożnego głową Kornela Niemczyckiego pokonał ten, który przed przerwą w podobnych okolicznościach trafił w słupek. Obraz gry po tym wydarzeniu nie uległ zmianie, nadal to goście z Krakowa mieli więcej z gry, ale niewiele z tego wynikało. Trener Brede reagował na przebieg meczu, dokonał dwóch podwójnych zmian. Swego natomiast nie dopiął, ponieważ w 81. minucie stan rywalizacji wyrównał Tomas Vestenicky, który po dograniu z prawej strony skierował futbolówkę do celu. Polacek wobec piłki uderzonej w kierunku dalszego słupka nie miał szans na skuteczną interwencję. Niebawem trybuny stadionu miejskiego w Bielsku-Białej eksplodowały z radości, Kamil Biliński pokonał bowiem Niemczyckiego, ale bramka nie została uznana. Powód? Pozycja spalona napastnika Podbeskidzia.
W końcówce meczu wynik nie zmienił się. Tym samym uczeń zremisował z mistrzem, co można odnieść zarówno do pojedynku Brede - Probierz, jak i obu zespołów. Wszak beniaminek rywalizował z aktualnym zdobywcą Pucharu Polski.