
Udany rewanż
Twarda, męska gra - te określenia chyba najlepiej oddają to, co mogli zobaczyć w niedzielne popołudnie kibice zgromadzeni na trybunach stadionu w Ślemieniu, gdzie miejscowy Smrek zmierzył się ze Spójnią Zebrzydowice.
Gospodarze podeszli do ligowej konfrontacji podwójnie zmotywowani. - Mamy coś do udowodnienia Spójni - mówił zresztą w zapowiedzi 19. kolejki „okręgówki” na naszych łamach Piotr Jaroszek, szkoleniowiec beniaminka „okręgówki”. Ale i dobrze zorganizowani przyjezdni, po 2. meczach, w których zdobyli przecież komplet punktów, nie zamierzali wracać do Zebrzydowic bez żadnej zdobyczy.
Tak naprawdę, by policzyć 100-procentowe okazje stworzone przez oba zespoły w niedzielnym spotkaniu nie potrzeba nawet palców... jednej ręki. Dużo walki w środku pola, jeszcze więcej starć fizycznych i o dziwo… zdobyty gol niech będą opisem tego, co wydarzyło się na murawie w premierowej połowie spotkania. Wspomniana bramka padła także w okolicznościach niecodziennych. Radosław Kalisz, bramkarz Spójni, znajdując się kilkanaście metrów przed własną "świątynią" wybił futbolówkę zbyt krótko, bo na 25. metr, gdzie czekał Piotr Górny. Zawodnik Smreka nie dał ponieść się emocjom i bez przyjęcia, technicznym strzałem przelobował golkipera. Po trafieniu wszystko wróciło do „normy” - znów więcej było walki, niż gry w piłkę nożną.
Po zmianie stron zdecydowaną przewagę wypracowali sobie goście. Pierwszym powodem tego stanu rzeczy był zapewne fakt, że dążyli za wszelką cenę do wyrównania. Po drugie, Smrek świadom prowadzenia, ustawił się nieco niżej. Gospodarze chcieli przeprowadzać szybkie kontrataki, ale na „chciejstwie” się skończyło. Spójnia grała tak dobrze, że wszelkie ofensywne zapędy miejscowych skutecznie niwelowała. Stworzyła też kilka sytuacji, ale próby Przemysława Pastuszaka czy Piotra Pastuszaka oraz próby stworzenia zagrożenia z niezliczonych stałych fragmentów nie sprawiły, że Rafał Pępek byłby zmuszony wyciągać piłkę z własnej bramki. Tym samym Smrek udanie zrewanżował się Spójni za porażkę z rundy jesiennej i zainkasował kolejne tej wiosny 3 punkty.
- Wiem, że każdy z trenerów będzie miał własną opinię o tym meczu. Moim zdaniem ten mecz powinniśmy wygrać. Sprezentowaliśmy bramkę przeciwnikowi popełniając prosty błąd. To była tak naprawdę jedyna groźna sytuacja, którą miał. Niestety dla nas - liczą się bramki. W pierwszej połowie na murawie trwała mała „piłkarska wojenka”, było dużo walki, przebitek i niedokładności. Po zmianie stron mieliśmy wielką przewagę, ale nie potrafiliśmy jej udokumentować. Takie porażki bolą, inaczej jest, gdy przegrywa się po tym, jak przeciwnik nas zdominuje i przewyższy piłkarsko - podsumował spotkanie Grzegorz Łukasik, szkoleniowiec gości z Zebrzydowic.
- Dla mnie to spotkanie było podobne do tego z jesieni. Tym razem to jednak my mieliśmy przewagę i udało się ją udokumentować trafieniem, które przesądziło o wyniku spotkania. Po przerwie zdecydowanie przeważali goście, a my mieliśmy problem z przeprowadzaniem kontrataków. Wygraliśmy z mocnym i poukładanym przeciwnikiem. Musieliśmy się bardzo namęczyć dlatego zwycięstwo ma jeszcze lepszy smak. Dzięki niemu możemy spokojnie podejść do przygotowań do meczów z drużynami z ligowej czołówki - powiedział trener Smreka.