
Usatysfakcjonowanych brak...
Mimo że kibice zgromadzeni na trybunach stadionu w Strumieniu nie zobaczyli bramek w konfrontacji z Podhalanką Milówka, to na brak emocji narzekać nie mogli.
Jako faworyt spotkania byli wskazywani goście z Milówki, którzy wybrali się na wyjazd osłabieni brakiem Dawida Nowaka. Niewiadomą była dyspozycja gospodarzy, którzy tracili dużo goli w sparingach rozgrywanych podczas okresu przygotowawczego tracili wiele goli. Podopieczni Szymona Stawowego grali podobnie, jak w meczu towarzyskim z GKS-em Radziechowy-Wieprz - nisko w obronie, skoncentrowani i wyczekujący na swoje okazje w kontrataku.
W pierwszej połowie drużyny toczyły wyrównany pojedynek. Zarówno zawodnicy Podhalanki, jak i Wisły stworzyli sobie kilka sytuacji. Goście cieszyli się z bramki w 30. minucie meczu, gdy Dawid Piątek otrzymał prostopadłe podanie od Kacpra Najzera, wygrał przebitkę z interweniującym Bartoszem Grabowskim i umieścił piłkę w siatce. Radość przyjezdnych nie trwała jednak długo, bo sędzia asystent uniósł w górę chorągiewkę i zasygnalizował spalonego. Gospodarze najlepszą okazje mieli 2. minuty przed upływem regulaminowego czasu gry pierwszej odsłony. Marcin Urbańczyk dograł idealnie na 5. metr do Jakuba Puzonia, a strzał napastnika w sobie tylko wiadomy sposób odbił Yaroslav Ovsiannikov debiutujący w barwach Podhalanki.
Drugą połowę lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy przez jej pierwszy kwadrans kontrolowali wydarzenia na boisku. Goście otrząsnęli się dopiero w okolicach 60. minuty, ale każda ofensywna próba podopiecznych Sławomira Szymali kończyła się na dobrze zorganizowanej defensywie Wisły. Do końca spotkania mecz toczył się w środku pola i mimo że oba zespoły dokładały wszelkich starań, by rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść, to spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. O tym, jak zacięty był ten mecz może świadczyć fakt, że szkoleniowcy dokonali w sumie tylko 4 zmian.
- Wisła to zupełnie inna drużyna, niż w rundzie jesiennej. Myślę, że jeśli będzie grała w następnych meczach tak, jak dziś to nie będzie miała problemu z utrzymaniem. To był mecz, który mogli wygrać jedni, i drudzy i remis boli zapewne obie strony. Graliśmy trzeci mecz na naturalnym boisku i potrzebujemy czasu, aby wejść w meczowy rytm. Szanujemy punkt, który dziś zdobyliśmy - podsumował mecz szkoleniowiec Podhalanki.
- Ten pierwszy mecz był dla nas zagadką, bo doszło u nas w trakcie zimy do kilku zmian kadrowych. Cieszę się, że zagraliśmy dobrze w defensywie jako blok defensywny, ale i jako cała drużyna. Boli niewykorzystana sytuacja z końcówki pierwszej połowy, ale trzeba szanować zdobyty punkt. Grunt, że realizowaliśmy nakreślone założenia przedmeczowe - powiedział po meczu trener gospodarzy.