Już w 6. minucie bestwinianie mogli wyjść na prowadzenie, lecz Dawid Gleindek nie zdołał trafić do celu w idealnej pozycji, w jakiej znalazł się w następstwie podania Szymona Skęczka. Co się jednak odwlecze... Niebawem to Skęczek wystąpił w roli egzekutora, z której wywiązał się wybornie. Asystę dograniem z bocznego sektora boiska zanotował Wojciech Wilczek. Rywal nie zamierzał odpuszczać, po celnej główce od wewnętrznej strony słupka zmusił Kacpra Mioduszewskiego do kapitulacji. Riposta LKS-u nastąpiła przed przerwą. Skęczek usiłował odnaleźć przed „świątynią” Wilczka, niefortunnie lot futbolówki – kierując ją do własnej bramki – przeciął jeden z obrońców Kalwarianki.


Nie mniej ciekawie było po zmianie stron, oba zespoły potrafiły wszak wypracować sobie dogodne sytuacje. Wtórnie przeciwnik ekipy z Bestwiny doprowadził do remisu, piłka przed zatrzepotaniem „w sieci” także ostemplowała aluminium. W 88. minucie podopieczni trenera Sławomira Szymali potwierdzili zasadność jednego z wyświechtanych przysłów, za trzecim razem strzelając gola „domknęli” starcie na swą korzyść. Wilczek wypatrzył Krystiana Makowskiego, ten stając „oko w oko” z golkiperem Kalwarianki nie zawiódł.

Ocena kolejnego z zimowych szlifów? – Bardzo pozytywna, bo był to wyrównany i pożyteczny mecz. Wynik wydaje się adekwatny do tego, co działo się na boisku – skwitował szkoleniowiec beskidzkiego reprezentanta.