Ten jednak wyklarował się zanim na dobre kibice zdążyli się rozsiąść. W 7. minucie Piotr Motyka „mobilnym” zagraniem dostrzegł Dariusza Piwowarczyka, który „objechał” Kacpra Fiedora i dał Sole prowadzenie. Nie było ono dziełem przypadku, co potwierdziła 14. minuta. Z bocznego sektora z piłką przedarł się Michał Gluza i dokładnym strzałem od słupka pokonał bramkarza WSS. Gospodarze w ślad za tymi zyskami przejęli kontrolę nad meczem, a na przerwę udali się w nastrojach doskonałych. Tuż przed gwizdkiem arbitra Gluza sfinalizował dośrodkowanie z rzutu wolnego z „tyłów” Soły, mocno ograniczając nadzieje swojego przeciwnika na ugranie w Rajczy czegokolwiek.

– To był niestety kolejny dramatyczny występ w naszym wykonaniu. Coś się zacięło i bardzo ciężko myśleć o czymś pozytywnym, gdy znów tak źle wchodzi się w mecz – przyznaje Patryk Pindel, szkoleniowiec piłkarzy WSS.

Obraz gry nieszczególnie uległ zmianie po zmianie stron. Dowodem na to 50. minuta i przewinienie w „16” Mariusza Pilcha względem Motyki. Z 11. metrów nieomylnie uderzył Piotr Górny, a pogrom gości z Wisły jawił się w coraz bardziej wyrazistych barwach. W miarę upływającego czasu po stronie Soły uwidaczniał się brak Piwowarczyka, który w przerwie murawę z konieczności opuścił. Więcej zagrożenia zaczęli wreszcie stwarzać wiślanie, co dało efekt w postaci 2 bramek – Jakuba Marekwicy oraz Pawła Leśniewicza, korygujące rezultat od stanu 4:0 dla gospodarzy, ale nie zmieniające rozdziału punktów. Przyjezdni bliscy szczęścia byli także, gdy Mateusz Bułka bronił uderzenia Leśniewicza i Gabriela Bosia, a Dawid Mazurek ostemplował słupek. Soła „zamknąć” spotkanie mogła po akcji Górnego, który nie zdecydował się na podanie do lepiej ustawionego Patryka Tomali, by sytuację zmarnować.

– Z pokorą pracujemy dalej i pilnujemy tego, aby się rozwijać. Dziś wszystko szło po naszej myśli, ale wnioski musimy wyciągnąć, aby uniknąć momentów, jak dziś, gdy rywal zdołał do gry wrócić, a my zaczęliśmy grać zbyt nerwowo – komentuje trener rajczan Marcin Kasperek.