SportoweBeskidy.pl: Jak pan ocenia start sezonu w wykonaniu zespołu z Pruchnej?
Witold Wawrzyczek:
Nie jest najlepszy, to chyba oczywiste. Czeka nas mnóstwo pracy, aby wyniki się zmieniły.

SportoweBeskidy.pl: Chyba jednak spodziewaliście się, że nie będzie łatwo przy kompletowaniu drużyny „za pięć dwunasta”?
W.W.:
Przejąłem zespół w trudnej sytuacji i zdawałem sobie z tego sprawę. Dużo zawodników przebywało na urlopach, jedni dopiero z nich wracają do treningowego rytmu. Jak wiadomo, nie jest to takie łatwe. Odbyliśmy tylko kilka treningów przed startem rozgrywek i od razu musieliśmy wejść na „głęboką wodę”. Wydawało się po sparingach, że nie jest aż tak źle, ale liga weryfikuje wszystko. Grałem 30 lat w piłkę i wiem jak to jest. Zgrania nam ewidentnie brakuje, odeszła z drużyny część kluczowych zawodników, więc w zasadzie zespół budujemy od nowa.

SportoweBeskidy.pl: Dlaczego mimo trudnej i nie do końca jasnej sytuacji odnośnie przynależności ligowej zdecydował się pan przejąć ekipę z Pruchnej?
W.W.:
Rozmawiałem z przedstawicielami klubu, którzy poprosili mnie o pomoc. Nakreślili sytuację jasno, że możemy być w A-klasie, albo lidze okręgowej, czego nie było wtedy jeszcze wiadomo. To była szczera rozmowa, zresztą znałem trochę klub i jej poprzedniego trenera. Nie prowadziłem wtedy żadnej drużyny, więc zdecydowałem się podjąć wyzwanie. I wciąż wierzę, że z „dołka” wyjdziemy i poukładamy zespół odpowiednio.

SportoweBeskidy.pl: Jaki jest cel?
W.W.:
Utrzymanie. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby piłkarze trenowali, choć w sezonie ciężko nadrobić braki z okresu przygotowawczego. Byłoby oczywiście super, gdybyśmy przesunęli się w okolice środka tabeli. Stać nas na to, ale potrzebny jest czas, żeby „zaskoczyć”. Mam nadzieję, że chłopcy się nie załamią, bo na razie prócz ostatniego meczu graliśmy praktycznie z tymi z górnej połowy tabeli.

SportoweBeskidy.pl: Światełko w tunelu widać było w meczu z BKS-em. Byliście bardzo blisko wygranej...
W.W.:
To prawda, w ostatnich 30 sekundach straciliśmy gola na wagę remisu. Pierwsze w tym sezonie 3 punkty były blisko. Ale już w Łękawicy tylko do przerwy spisywaliśmy się dobrze, później graliśmy bardzo słabo. I to martwi, bo stabilizacji formy na razie nie ma i nie wiedzieć dlaczego wyglądamy nagle, jakbyśmy zapomnieli jak się gra w piłkę.

SportoweBeskidy.pl: A rozważa trener wariant pesymistyczny i rezygnację?
W.W.:
Jeśli nie będzie efektów naszej wspólnej pracy, to na pewno usiądziemy z zarządem, aby poważnie porozmawiać i znaleźć rozwiązanie. Nie ma w każdym razie nacisku, ani też żadnego ultimatum. Na ten moment jest poprawa w grze, drużyna walczy. Ostatni mecz w Łękawicy ściął mnie z nóg, nie spodziewaliśmy się, że tam przegramy z kretesem. Ale trzeba wziąć to na klatę i przygotować się na kolejne spotkanie.