WNIOSKI I ZNAKI ZAPYTANIA
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. I żałować, że sędzia nadmiernie przedłużył mecz, że Marek Sokołowski niepotrzebnie faulował Dawida Kownackiego, a Mateusz Stąporski czy Piotr Malinowski nie wykorzystali swoich szans. Rozpamiętywanie niczego nie zmieni. Jak pisałem przed kilkoma tygodniami: fortuna raz sprzyja, raz nie.
Teraz „Góralom” zdarzyła się ta mniej przyjemna wersja. Poza tym będę się upierał przy tezie sprzed tygodnia: trzeba było wygrać z Piastem w Gliwicach. Trzy punkty przy Okrzei byłyby w kontekście walki o utrzymanie bardziej wartościowe, niż remis przy Bułgarskiej. Tylko, że ciężko wygrać nie oddając ani jednego celnego strzału, a tak było przecież dziewięć dni temu. W Poznaniu już w pierwszej części zespół miał więcej sytuacji, niż przez 90 minut we wcześniejszym wyjazdowym spotkaniu. W ogóle kto wie, czy piłkarsko Podbeskidzie nie wyglądało najlepiej właśnie w stolicy Wielkopolski, ze wszystkich tegorocznych spotkań?! Przegrało, ale jest kilka pozytywnych wniosków. Ale przez to i znaków zapytania.
Po pierwsze, Anton Sloboda. Zawsze powtarzam, że chłopak ma duże możliwości, ale nie zawsze się to przekłada na boiskowe konkrety. Jego nieobecność od początku roku owiana była lekką mgiełką tajemnicy. Mówiło się najpierw o słabszej formie, potem kontuzji… Po obu nie ma już ani śladu, więc nie ma co zagłębiać się w ten temat. Najważniejsze jest to, że w środku pola jest zawodnik, z którym można coś wykreować. Także dzięki niemu liczba sytuacji była większa, niż zazwyczaj. Mimo jakości przeciwnika.
Po drugie, Maciej Iwański. To był zdecydowanie najlepszy mecz „Ajwena” odkąd wreszcie zaczął grać dla Podbeskidzia. Celność podań na bardzo dobrym procencie. Także ze stałych fragmentów. Obecność Slobody też raczej byłemu rozgrywającemu Zagłębia Lubin nie przeszkadzała.
Po trzecie, Przemysław Pietruszka. Im więcej zawodników w pierwszym składzie, którzy chcą i potrafią grać w piłkę, tym lepiej. Długo oczekiwany debiut ex „Portowca” zaliczyć trzeba na duży plus. Mam tylko nadzieję, że ta „strzelba”, która tak pięknie wypaliła w drugiej połowie, nie była jednorazowym wyczynem. Liga jeszcze długa. Będzie więc okazja to skopiować.
Ale dwa udane tegoroczne debiuty (Slobody i Pietruszki) mogą też wiele „zagmatwać”. Bo jak w związku z tym zestawić najlepszy skład na niedzielę? Dojdą Bartłomiej Konieczny i Dariusz Łatka. Jeśli nic nieprzewidzianego się nie wydarzy Ojrzyński będzie miał do dyspozycji każdego piłkarza z kadry Podbeskidzia. Nadmiar zdrowych i będących w formie zawodników nie powinien oczywiście nikogo martwić. Ale przydałoby się też, żeby drużyna zaczęła grać w miarę stabilnym składzie. Roszad cały czas jest dość dużo. I to w każdej formacji, poza bramką i defensywą, które „zmieniają” tylko sytuacje wymuszone przez kontuzje i wykluczenia. A to na nikogo dobrze nie wpływa.
A z Cracovią trzeba bezwzględnie wygrać. Po pierwsze: tworzyć swoją grę, bo to do końca sezonu zasadniczego teoretycznie najsłabszy rywal, poza tym „Górale” grają u siebie, więc trzy punkty to obowiązek. Po drugie: nie pozwolić rywalowi na ich koronkowe rozgrywanie. Co prawda bez Dawida Nowaka zespół Wojciecha Stawowego nie ma kogoś, kto to „klepanie” potrafi właściwie spożytkować, ale 0-0 będzie porażką Podbeskidzia. Dlatego skład, jak i sposób gry na niedzielę musi być dobrany optymalnie.
O porażce z Poznania nie ma już co rozmawiać. Podobno to przegrane uczą nas najwięcej. To powinna być dobra lekcja. Musi tylko trafić na podatnego ucznia. Czasu na wyciągnięcie wniosków od piątku do niedzieli było (jest!) sporo. Za to marginesu na błędy praktycznie już nie ma. A na pewno nie będzie go 23 marca o 13:00.