– Zaczynałem źle, później było lepiej, ale końcówka znów nie jest rewelacyjna – tak w dużym skrócie do swojej pracy w wiślańskim klubie odnosi się trener Tomasz Wuwer, który dziś w Zebrzydowicach po raz ostatni zasiadł na ławce WSS.

Goście wcale z trudnego terenu nie musieli wyjechać pokonani, ale przyznać trzeba, że argumenty piłkarskie – zwłaszcza w aspekcie skuteczności – należały w piątek do Spójni. W 33. minucie gospodarze zdobyli prowadzenie. Piłkę w pole karne wrzucił Szymon Chmiel, a głową z owej „centry” skorzystał Krzysztof Skóraś. O gola dla zespołu z Wisły starał się przede wszystkim aktywny w ofensywnie Szymon Płoszaj, z kolei po strzale Alana Cieślara zebrzydowiczanie wybili futbolówkę z linii bramkowej.
 


W łupy strzeleckie bardziej obfita była druga odsłona potyczki. 55. minuta to podwyższenie przewagi Spójni – akcję przeprowadził Skóraś, zaś w roli egzekutora wystąpił Grzegorz Kopiec. Nieco po upływie godziny gry było już 3:0. Paweł Pańta asystował Piotrowi Mice, który Jakuba Fiedora zmusił do ponownej kapitulacji. Na otarcie łez dośrodkowanie Jakuba Waleczka z rzutu wolnego trafieniem okrasił Mateusz Tomala, ale był to jedynie przysłowiowy łabędzie śpiew wiślan. Okazji bramkowych piłkarze WSS wypracowali sobie kilka, ale wypady w liczebnej przewadze nie doczekały się ani razu optymalnego rozwiązania. Po przeciwnej stronie boiska Mika ostemplował słupek, co mogło wyjazd do Zebrzydowic uczynić z perspektywy przyjezdnych jeszcze bardziej przykrym.